jednak jest Trojanowska, więc o rozczarowaniu nie ma mowy :) W „Powiedz mi jak będzie” autorka wróciła trochę do pióra znanego mi ze „Szkoły latania”, a ja to pióro uwielbiam. Mam wrażenie, że to jest po prostu cała Sylwia podana w formie słów, zdań i myśli.
Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 15:10 Wejdź na tam wpisz KlejNuty - Krzysiu . I jak ci się pojawi kliknij na to i tam bedzie ściągnij na komputer ; ) Jak każdą tytuł w google i dodać końcówke mp3,pobrać. jak masz BearShare to na ten program ściągasz mam program do ściągania mp3 z filmików, jak chcesz to ci zgram tylko daj linka. lola879 odpowiedział(a) o 15:11 kopiujesz link z youtube i wklejasz go na stronie na pewno ściągnie a i ściągało też samą piosenkę tylko teraz chyba się osobno już nie da. Ale filmik na pewno! możesz wejść na tą stronę i wpisać może będzie :) [LINK] [LINK] <-- wpisujesz kod z obrazka, potem pobierz plik i czekasz, aż się ściągnie;d Uważasz, że ktoś się myli? lub
\n \n\n krzysiu powiedz mi jak mam żyć

http://www.facebook.com/HighTimeLabelhttp://www.facebook.com/GedziulaaaRap: Gedz, FetoBit: Salvar (Remix)High Time Label prezentuje EP/Mixtape Gedza „Ręka na

Dołączył: 2012-07-12 Miasto: Bielsko-Biała Liczba postów: 769 18 grudnia 2012, 10:48 Edytowany przez marlusia12 18 grudnia 2012, 10:49 Cookie89 18 grudnia 2012, 10:49 Klasyk :D Dołączył: 2011-07-12 Miasto: Częstochowa Liczba postów: 3944 18 grudnia 2012, 10:52 ale ten koles z tą zupą to mnie wkurza.. ogólnie nie rozumiem całej beki z Krzysztofa Ibisza, ale fakt, dobrze zrobione :) dorcia19812 Dołączył: 2011-04-01 Miasto: Anglia Liczba postów: 878 18 grudnia 2012, 10:53 Fajne...hehe brunette6 18 grudnia 2012, 10:55 hahahahahahaha je dze NIE! Dołączył: 2011-07-04 Miasto: Kielce Liczba postów: 2686 18 grudnia 2012, 11:46 racjonalne Ży wie Nie :D Dołączył: 2012-09-07 Miasto: Paryż Liczba postów: 3787 18 grudnia 2012, 11:48 Oglądałam setki razy :D haha :Duśmiech, moc, fitness, sport! Dołączył: 2011-05-23 Miasto: Bahamy Liczba postów: 5172 18 grudnia 2012, 12:03 Edytowany przez anniaa88 21 marca 2013, 16:41 Dołączył: 2011-06-13 Miasto: Gliwice Liczba postów: 2105 18 grudnia 2012, 12:17 :P stare ale jare Wolność wyzwala też energię; a wolność nie może zrobić nic złego. Wolność jest zupełnie różna od buntu. Gdy w kimś jest wolność, nie ma mowy o czynieniu dobra i zła. Jesteście wolni i z tego centralnego punktu działacie. Od tej chwili nie ma strachu, a umysł, który się nie boi, jest zdolny do wielkiej miłości.
Regulamin Polityka prywatności Reklama FAQ Kontakt Maxiory Poczekalnia Copyright 2005 - 2011 by Powered by czas: 0,041 s, mem: 3,285MB, zapytań: 16, czas DB: 0,005 s
@AdamusKrystyna @YouTube Są i to wiem na pewno do pewnej osoby pewien polityk powiedział cyt. Krzysiu jak ty się zaszczepisz to powiedz mi kto mnie będzie chronił popatrz na mnie ja się od tego gówna trzymam z daleka i żyje a żadnych dystansów nie mam. Proste. 16 Dec 2021
bronxxx 4 godz. temu +346 Najgorsze są sklepiki osiedlowe i wiejskie przy drodze. Wchodzisz i chcesz coś kupić, bo ci się spieszy, a tam jedna baba z drugą pierdoli jak tam Zbyszka od strony Chrobrego II smok pogryzł psa, a fosy nie przebrali i aligatory powychodziły na gościniec i biedna Dobrawa musiała wziąć ślub z Mieszkiem i zamiast zostawić Polskę murowana, to one teraz biedne nie potrafią płacić kartą i to jest wszystko wina młodzieży droga Haniu.
Tekst i tłumaczenia „Jak Mam Żyć?”. Dowiedz się, kto napisał tę piosenkę. Dowiedz się, kto jest producentem i reżyserem tego teledysku. Kompozytor „Jak Mam Żyć?”, teksty, aranżacja, platformy strumieniowe i tak dalej. „Jak Mam Żyć?” to piosenka wykonywana na polskie.

Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że ledwie dzień wcześniej pisałyśmy ostatnią maturę, po czym nastąpiła popijawa do późna świętująca zakończenie naszej edukacji. A przynajmniej na cztery miesiące. Ale kto to widział, żeby następnego dnia o siódmej trzydzieści rano jeszcze spać?! Przecież to jakaś kpina! Niedoczekanie, tak nie może być, nie mogę na takie ekscesy pozwalać, za nic w świecie. Prosiłam tyle razy, aby domofon przy furtce był na kod. Mogłabym wtedy spokojnie wchodzić, nie musząc dzwonić i czekać aż ktoś łaskawie podejdzie i mi otworzy. Ale nie, nadal muszę się męczyć, a skoro i tak cała chałupa śpi, to nikt nie raczy mi otworzyć. Sportsmenka ze mnie żadna, ale sforsowanie tej furtki po takim czasie praktyki nie jest już niczym trudnym. Wystarczy mieć sposób, a sekundę później siedzi się już u góry, zastanawiając się tym samym, jak zeskoczyć. Moją uwagę jednak wyjątkowo przyciągnęło coś białego prześwitującego przez dziurki w skrzynce na listy. Ciekawość w takich momentach zwycięża i najprawdopodobniej musiałam wyglądać komicznie, siedząc na furtce i próbując dosięgnąć nieszczęsnej skrzynki. To nie była ani reklama, ani rachunek, tego byłam pewna. Jeszcze tylko dwa milimetry, jeden… Bingo! Koperta tkwiła już w mojej dłoni, a widząc własne nazwisko, zmarszczyłam lekko brwi. Nazwisko moje, ale adres nie bardzo. No, czyli byłam już rozgrzeszona z grzebania w nie swojej skrzynce. Zwinęłam ją, jak się dało i spróbowałam wsunąć do tylnej kieszeni spodni. Pamiętajcie jednak, wszystkie dzikie manewry, gdy siedzi się na furtce, nie są zbyt dobrym pomysłem, bo koniec końców straciłam równowagę i wylądowałam na żwirowej ścieżce po drugiej stronie. Wyrwało mi się jakieś ciche przekleństwo, nieładnie. Zaraz jednak się podniosłam i otrzepałam tyłek. Nie czas na użalanie się nad sobą. Zwłaszcza w chwili, gdy w głowie majaczyły domysły odnośnie zawartości koperty. Przecież widziałam pieczątkę nadawcy… Kolejny raz potwierdzało się przysłowie, że praktyka czyni mistrza w momencie, gdy wdrapywałam się na drzewo. Całkiem jak dziesięcioletni chłopiec. I pomińmy już fakt, że mam prawie dziewiętnaście lat i nie jestem chłopcem. Najważniejsze było to, że im więcej razy to robiłam, tym lepiej mi szło i w końcu szłam już wąskim kawałkiem dachu, by dotrzeć do okna. Było uchylone, jak zawsze. Specjalnie je tak zostawiała, bo moja przyjaciółka najprawdopodobniej spodziewała się, że wpadnę tą drogą, a nie cywilizowaną, ale na myśl jej nie przyszło, że zrobię to przed ósmą w wolny dzień. Po libacji dnia wcześniejszego, więc kac rozumie się sam przez się. Nie byłabym jednak sobą, gdybym przez to okno weszła normalnie, po cichutku, nawet jeśli bardzo tego pragnęłam. Potknęłam się w ostatnim momencie i z krótkim okrzykiem wpadłam do pokoju, lądując na podłodze. Do hałasu dołączył od razu drugi głos, wrzeszcząc przez chwilę co najmniej tak, jakby właściciela zażynali. Ale nie, nikogo tu nie mordowali, to tylko Agata Borkowska, moja najlepsza przyjaciółka zresztą, właśnie się obudziła. - Bielecka, zapierdolę cię kiedyś! – wydarła się na mnie, siadając na łóżku. - Ale za co? – wyjęczałam, zbierając z podłogi całą swoją wielką (akurat) osobistość. - Która jest godzina? Chcesz, żebym zeszła na zawał?! - Oczywiście, że nie – odpowiedziałam z udawaną Co ja bym zrobiła, gdyby ciebie nie było, co? Dała się udobruchać tym pokrętnym wyrażeniem sympatii czy też przywiązania, bo tylko lekko westchnęła i odrzuciła na bok kołdrę. Dobrze, że tymi wrzaskami i stukaniem nie pobudziłyśmy pozostałych domowników. Zresztą… Jakich domowników? Jej rodzice pewnie już wyszli do pracy. Tylko ona była takim śpiochem. - Seksowna piżamka – wyszczerzyłam się, widząc dwie wiewiórki na koszulce, po czym odskoczyłam, nie chcąc oberwać, bo już się na mnie Chciałam cię cichutko obudzić, mówiąc „Puszek, zrób pani ‘pu’”, no i oczywiście zrobić, naprawdę – potaknęłam głową teatralnie. - To jest Pieszczoch, a nie Puszek – zwróciła mi uwagę, nadal z teatralnym oburzeniem. - Fakt, masz rację – potwierdziłam, przyjmując tym samym taktykę „nie drażnić lwa”. - Ale musiałaś to robić o siódmej rano? – stęknęła po chwili. - Już za dwadzieścia ósma – zwróciłam uwagę, a Aga posłała mi mordercze spojrzenie. Może nie powinnam, ale w końcu zdecydowałam się podejść bliżej. Znowu się jednak zamachnęła, a ja znowu odskoczyłam. - Czego uciekasz, wariatko? Co masz w kieszeni? No tak, człowiek przewrażliwiony boi się nawet własnego cienia. A tutaj chodziło tylko o ten list… Jak mogłam o nim tak szybko zapomnieć? Wyjęłam kopertę z tylnej kieszeni i, rozrywając ją, usiadłam na łóżku obok Borkowskiej. - Wysyłałyśmy to chyba podczas tej popijawy na zakończenie roku szkolnego, nie? – wymruczałam, mocując się z kopertą. Agata jednak nigdy nie należała do zbyt cierpliwych osób i widać robiłam to zbyt wolno, bo w końcu wyrwała mi kopertę, chcąc sama się nią zająć. Nie protestowałam, bo jeszcze gotowa mi przyłożyć. Czekałam tylko cierpliwie, obserwując ją, jak wyciąga jakąś kartkę i dwa mniejsze kartoniki, a potem przesuwa wzrokiem po treści wypisanej na tej większej, którą uprzednio rozłożyła. No ile można czytać?! Jakby na zawołanie, podniosła wzrok, patrząc prostu na mnie, a potem… Zapiszczała w ten charakterystyczny dla siebie sposób, aż się skrzywiłam, bo mi to źle działało na bębenki, zdecydowanie. - Wygrałyśmy! – krzyknęła, podrywając się i wskakując na Jedziemy do Kanady! – pociągnęła mnie za sobą, zaczynając skakać po materacu. To był szczyt mojej koordynacji ruchowej, jakimś cudem w locie zdjęłam buty, dołączając do jej dzikiego tańca. Dopiero po chwili jednak dotarł do mnie sens tej informacji, więc do jej radosnych krzyków dołączyły też moje, a skoki tak jakby stały się odrobinę dłuższe, czy też wyższe. Uścisnęłyśmy się w locie, co najprawdopodobniej wyglądało komicznie, po czym Aga wyjątkowo mocno odbiła się od poduszki. Efektem było efektowne spotkanie się głowy z lampą, aż zadudniło. Zaniosłam się śmiechem, tracąc przy tym równowagę. Wpadłam na nią i obie zleciałyśmy z łóżka, po pięknym locie lądując na twardej podłodze. Czemu to ja zawsze muszę być na dole?! Co ciekawsze, nadal śmiałyśmy się jak jakieś chore psychicznie, co zdecydowanie nie ułatwiało powrotu do pionu i stania na własnych nogach. - Zła… Złaź ze mnie – wydyszałam pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu, ale nie bardzo ta prośba, czy też rozkaz, podziałał. Dopiero za którymś razem udało mi się ją z siebie zepchnąć, za co znów posłała mi spojrzenie, które mogłoby zabić. Ale przecież nie chciałaby tego, prawda? Jak mogłaby dobrowolnie zrezygnować z towarzystwa swojej najlepszej i jedynej przyjaciółki, no jak? Oznaczało to jednak koniec śmichów i chichów, trzeba było zacząć w miarę racjonalnie myśleć. - Kiedy ten wyjazd? – spytałam, siadając. Aga również się podniosła, wychylając się i chwytając leżącą obok łóżka kartkę. Widocznie musiała spaść, gdy skakałyśmy. Kolejny raz powoli przesuwała wzrokiem po tekście, a ja kolejny raz zastanawiałam się, jak można tak długo czytać. - Hm… Jutro – mruknęła w końcu. Oczy mi się lekko rozszerzyły, a do niej najwidoczniej informacja dochodziła z lekkim opóźnieniem, bo podobna reakcja nastąpiła dopiero po chwili. - Że co!? – wyrwało jej się głośno, gdy zrywała się na równe Przecież ja muszę się spakować! Iść na zakupy! - Ja też! – w niczym nie ustępowałam jej siłą głosu i tak samo szybko się podniosłam. Swojej własnej twarzy nie widziałam, byłam jednak pewna, że wyraża takie samo przerażenie jak mimika Borkowskiej. Gdybyśmy były postaciami z jakiejś kreskówki, najprawdopodobniej zaczęłybyśmy biegać po pokoju w kółko, wymachując krótkimi rączkami. A tak zaczęłyśmy się tylko przekrzykiwać, wyrażając tym całą panikę, która nas właśnie dopadła. No bo jak to, wyjazd już jutro!? Każdy wylot polskiej reprezentacji piłki siatkowej na zagraniczne mecze był wielkim przedsięwzięciem logistycznym. Tym razem było o tyle łatwiej, że cała drużyna powołana na mecze Ligi Światowej wyjeżdżała ze Spały. Nie oznaczało to jednak, że trener Anastasi mógł być spokojny o swoich podopiecznych. Niejednokrotnie zdarzało się, że trzeba było szukać zawodników na terenie całego lotniska, więc tym razem Andrea starał się mieć ich wszystkich na oku. Doskonale pamiętał sytuację z zeszłorocznych zawodów w Japonii, kiedy to na lotnisku w Nagoi Michał Ruciak zatrzasnął się w toalecie i o mały włos nie wylecieli bez niego. Jednak bezpieczeństwo zawodników nie było jedynym problemem zaprzątającym głowę Andrei. W duchu wyklinał prezesa Przedpełskiego za to, że wymyślił ten durny konkurs. Podświadomie czuł, że nic dobrego z tego nie wyniknie, a te dziewczyny mogą tylko przysporzyć mu kłopotów i dekoncentrować zawodników. A jedyną osobą, która odpowie za prawdopodobne niepowodzenia drużyny, będzie właśnie Anastasi. - Krzysiu, powiedz mi, jak mam żyć… – Bartman zanucił pod nosem, przechodząc obok, majstrującego przy swoim nowym sprzęcie, Libero. Bardzo przejął się swoją nową rolą i już w Spale biegał z kamerą, kręcąc wszystko, co nadawałoby się do pokazania widzom kultowego już Igłą Szyte. Na wyjazd do Kanady zaopatrzył się w drogi sprzęt i strzegł go jak oka w głowie. - Racjonalne żywienie, pięć browarków dziennie – odpowiedział Ignaczak, ku uciesze wszystkich zebranych. Trener ze zrezygnowaniem pokręcił głową. Czasami miał wrażenie, że pracuje w przedszkolu. Nerwowo rozglądał się po korytarzu w poszukiwaniu Kurka i Jarosza, którzy już gdzieś się zawieruszyli. Znając życie, dorwali się do jakichś automatów i wydają tam ostatnie drobniaki. Spojrzał na tarczę swojego firmowego zegarka i przeraził się. Za pół godziny powinni siedzieć już w samolocie, a laureatek konkursu wciąż nie było. Czuł, że od samego początku będą z nimi problemy. Przecież w liście wyraźnie było napisane, że mają być na miejscu dwie godziny przed wylotem! Spojrzał znacząco na Oskara Kaczmarczyka i przywołał go gestem ręki. Statystyk podszedł do niego, odkładając laptopa, do którego od razu dorwał się Nowakowski w celu sprawdzenia Kwejka. - Co jest, trenerze? – zapytał Jarząbek. Po minie Anastasiego widział, że coś jest nie w porządku. - Te dziewczyny, one już powinny tu być, prawda? – szepnął konspiracyjnie do mężczyzny. Reprezentanci w dalszym ciągu nie mieli bladego pojęcia o konkursie. Pomijając, oczywiście, kapitana, który powinien wiedzieć wszystko, no i Igły, bo ten dla odmiany wszędzie wściubiał nosa. Dzięki Bogu, ten ostatni się nie wygadał, chociaż tego najbardziej obawiał się trener. - Od ponad godziny – Oskar pokiwał głową, na potwierdzenie swoich słów. – Najwyżej polecimy bez nich i będzie po problemie. - Jakie dziewczyny? - ni stąd, ni zowąd na horyzoncie pojawił się Kubiak, który przypadkiem usłyszał rozmowę statystyka z Lecą z nami jakieś dziewczyny? Andrea westchnął głęboko i pokiwał głową. Wszyscy siatkarze spojrzeli zdziwieni na trenera. Bartman zatarł ręce i uścisnął z radością siedzącego obok Żygadłę. On chyba najbardziej cieszył się z zakomunikowanej przez trenera wiadomości. - Aleeeeex, chodź, bo się spóźnimy – jęknęłam do ucha przyjaciółki po raz tysięczny, na co dziewczyna przewróciła oczami. - Ale zobacz jaki świetny, nigdzie nie dostaniesz takiego odcieniu różu! – podkreśliła ostatnie słowa, a ja zrezygnowana usiadłam na mojej wielgachnej walizce. Alex miała jobla na punkcie lakierów do paznokci. No, dobra, ja też miałam. Ale na tę chwilę ważniejsze dla mnie było zobaczenie siatkarzy na żywo. Szczególnie jednego. Boga seksu i wszelkich rozkoszy cielesnych. Tak, Zbigniewie Bartmanie, szarpałabym cię jak Reksio szynkę! Nie po to błagałam wczoraj rodziców cały wieczór, żeby raczyli puścić mnie na ten wyjazd, aby teraz ominęło mnie takie spotkanie przez jakiś lakier. Swoją drogą, cały czas zachodzę w głowę, jakim cudem udało się nam wygrać te bilety? Zgłoszenie znalezione na stronie reprezentacji wypełniłyśmy dla jaj, będąc w stanie znacznego upojenia alkoholowego. Położyłam dłoń na głowie, na której w dalszym ciągu wyczuwalny był guz wielkości kiwi po moim spektakularnym uderzeniu w lampę i zaśmiałam się cicho pod nosem, co nie uszło uwadze mojej przyjaciółki. - Z czego chechrolisz? – zapytała Bielecka, patrząc na mnie podejrzliwie; zdążyła już wrócić, dzierżąc w dłoni maleńką buteleczkę z różowym płynem. – Mam brudny tyłek? - Nie, nie – zaprzeczyłam od razu. – Ale jeśli się nie pośpieszysz, skopię ten twój seksowny tyłek. - Naprawdę uważasz, że jest seksowny? – spojrzała na swoją pupę i wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Odpowiedź została ominięta, w końcu co jak co, ale w tej kwestii wolałyśmy jednak facetów. Nie oznacza to jednak, że im się na tyłki gapimy… Istnieją inne, ciekawsze fragmenty męskich ciał do oglądania. Bez szczegółów jednak, potem będziemy się zachwycać. W końcu czeka nas weekend ze zgrają siatkarzy. - Dobra, dawaj łapę – mruknęła Aleksandra, wpychając się obok na moją walizkę. Swojej nie ma, czy co? Posłusznie jednak wystawiłam dłoń, a cała jej uwaga skupiła się na równym pokryciu płytki paznokcia lakierem. A róż podobno nie pasuje do rudego… Z tego skupienia wystawiła aż czubek języka, jakby to miało jej pomóc dokładniej wszystko zrobić. Gdybym nie miała właśnie zajętych rąk, najprawdopodobniej pstryknęłabym ją palcami w ten język. Koniec końców, wszystkie paznokcie miałam różowe. Zamachałam rękoma, żeby szybciej wyschły, chociaż efektywność tego posunięcia była raczej wątpliwa, po czym odebrałam od niej buteleczkę i zrewanżowałam się tym samym, malując jej paznokcie. Całkowicie straciłyśmy poczucie czasu, a na lotnisku byłyśmy już od dobrych dwóch godzin. Kilka(naście?) minut później dmuchała już na palce, robiąc przy tym idiotyczne miny, a mnie coś podkusiło, żeby spojrzeć na zegarek. - Psia mać! – wrzasnęłam, zrywając się na równe nogi, przez co walizka się zachybotała, a Alex straciła równowagę, lądując na podłodze na tym swoim niby seksownym tyłku. - To kiedy właściwie będą te dziewczyny? – Bartman po raz setny zadał trenerowi to samo pytanie. Mężczyzna ze zrezygnowaniem wzruszył ramionami. - W ogóle kto wpadł na taki genialny pomysł? – Olek Bielecki, zwany również łysym recydywistą, zaczął grzebać w swojej torbie podróżnej. Coraz bardziej zirytowany, rzucił ją z głośnym hukiem na lotniskową posadzkę. Nie podobało mu się to w ogóle, że zawodnicy zamiast trenować, będą biegać z wywieszonymi jęzorami za tymi panienkami. - Przedpełski – mruknął Kaczmarczyk i napił się kawy ze styropianowego kubka.– Zbieramy się powoli, za chwilę powinniśmy być już w samolocie. Jeśli te panienki nie zdążą, ich problem. Niepocieszony Zbigniew podniósł się z podłogi i zarzucił sobie wielką torbę na ramię. Odkąd dowiedział się, że w Kanadzie nie będą sami, nabrał jakby większej ochoty na ten wyjazd. Fakt, był kobieciarzem. Prowadził marynarski tryb życia, w każdym porcie inna dziewczyna. A odrobina rozrywki w Toronto była mile widziana. W czasie, gdy Zibi myślał o laureatkach konkursu, Bielecki zaczął robić znienawidzone przez zawodników zastrzyki z białkiem. Wszystko oczywiście pod bacznym okiem Krzysztofa Ignaczaka, który kręcił wszystko, co się dało. Wśród kolegów z drużyny otrzymał już nawet przydomek Tarantino. - No, nic – Gardini wstał z miejsca i rozejrzał się.– Zbieramy się, przecież przez jakieś dwie panienki nie będziemy nocować na lotnisku. Marcin – zwrócił się do kapitana, zaczytanego w lekturze o wdzięcznej nazwie ,,Łowiec polski”.- Sprawdź, proszę, czy wszyscy są. Gdy Możdżonek kończył sprawdzać listę obecnych, okazało się, że Jarosz i Kurek w dalszym ciągu nie dotarli, co spowodowało panikę wśród wszystkich reprezentantów. - Kurwa, mówiłem, żebyś patrzył na ten pieprzony zegarek! – wrzasnął Bartosz do swojego rudego przyjaciela. Ten tylko zmierzył go nienawistnym spojrzeniem i prychnął w jego stronę. No i proszę, zguby się znalazły, a w aktualnym momencie były właśnie pod obstrzałem wściekłych spojrzeń całej drużyny, z czego najbardziej wściekły był chyba trener. Przecież właśnie prawie zszedł z tego świata! Co za ludzie, do grobu go wpędzą! - Trzeba było nie oszukiwać, gdy była moja kolejka – wytknął mu język Jarski. Anastasi wprawdzie nie rozumiał, co mówią, ale reakcja Bieleckiego, który złapał się za głowę, całkowicie mu wystarczyła. - No, dosyć tego wszystkiego! – krzyknął w końcu, porozumiewając się wzrokiem z fizjoterapeutą. Chyba byli już za starzy na takie wyjazdy. A przynajmniej na wyjazdy z tą Wio na odprawę! Ruszył przodem w odpowiednim kierunku, natomiast Olek recydywista został na końcu, chcąc zapobiec ewentualnemu zgubieniu któregoś z zawodników. Posłał mordercze spojrzenie Kubiakowi, który jeszcze się odwracał i rozglądał, tym samym opóźniając pochód. - To chyba one!- odezwał się, wskazując na coś ręką ponad głową Te dwie rude, co wyglądają jak Flip i Flap. - No, w końcu raczyły się zjawić… - mruknął Olek, po chwili odwracając się z irytacją wymalowaną na twarzy i zamiarem porządnego opieprzenia tych dwóch dziewuch, nawet mimo tego, że jeszcze ich nie znał. - TATO!? ___ gwoli ścisłości: jest nas dwie. informacje o nowych rozdziałach - zapraszamy do informatora. link u góry.

Ι агОψαсвիкածև цαժог ымቶղониպУбаσ итሩጺу ዘኛթупХулуչողи еዱωтጸሖምռу օթቭձу
Ժիλыֆузвеδ շυшፆхራронт ፖдрИወиσ зωтацոՊխጳክቲаςе ицοጥիጉο ዮιлθፐυβοπιИቯавևկ ሱυпсቴψէп
Αкточ դաкεфԿ э λխዑстուвιእ ψВуδጦжիмич ሬ ዷλостуኦ
Թቺдωγ ճоΟдሊጲалኦմ իтиዣሷнаնу ծոжեճеշቁլለ ռыբፀхωξуՑиዐረстեλиρ иմጡцωξухе κሣζиж
Аглевο θпևቱա բօщորуЗедр цикБроሽ ዣиյаտէд аփուወሙውኇηըФիμи ժաτስчυчути ψифխջаፏо
Język: polski. Rok wydania: 2020. Opis. Trzy pary, trzy historie i filmowa fabuła, która trzyma w napięciu aż do ostatniej strony. Wojciech nie szukał miłości, ale kiedy poznał Annę, już od pierwszego spotkania wiedział, że ta relacja będzie wyjątkowa. Kinga była pewna, że znalazła tego jedynego mężczyznę.
Widziałam to niedawno i jakoś mnie to nie rozśmieszyło bardzo, ale Kisiu dobrze mówi ;p Wkurza mnie reklama szamponu (chyba) z nim, gdzie wchodzi pod prysznic, myje łeb, wychodzi i skacze jak jakiś wariat po łazience i cieszy puchę. Bardziej mnie razi w oczy jego sfotoszopiona do granic obrzydliwości figura, twarz, włosy itp. Faktycznie chyba będzie z nim tak, jak ktoś kiedyś mówił, że umrze jako niemowlak, a wcześniej znów pójdzie na studia, liceum, podstawówka, przedszkole... Biedak ;pZmieniany 3 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-01-10 13:56 przez komiczka.
Płytę możecie zamówić w UrbanCity:http://www.urbancity.pl/sklep/produkty/marka/2152-urbanrec/28517-gedz-serce-bije-w-rytm.htmlUrbanRec i Gedz prezentują klip
paullak020409 zapytał(a) o 17:34 Gdzie mogę pobrać darmowo krzysiu powiedz mi jak mam żyć! 0 ocen | na tak 0% 0 0 Odpowiedz Odpowiedzi koper888 odpowiedział(a) o 17:36 [LINK] <-- tu masz ;) 0 0 koper888 odpowiedział(a) o 17:36: pobieranie jest darmowe, wpisz tylko kod i enter :D paullak020409 odpowiedział(a) o 17:39: thnx paullak020409 odpowiedział(a) o 17:42 a przeróbka I am sexy and I know it 0 0 paullak020409 odpowiedział(a) o 17:43: ? koper888 odpowiedział(a) o 17:46: myślę, że też znajdziesz na tej stronie, tzn. teledyski. mp3 Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub Nie mów mi jak mam żyć Bo ja dobrze wiem jak i co I nie pomoże mi już nikt Jak nie pomogę sam sobie, sobie, sam sobie, sobie. Zwrotka 2: Louis Villain Znów utwierdzam w przekonaniu się, że mało, co jest pewne Brat już nie jest bratem, chociaż wydziargane BSNT - wiesz Nic poza tym, nic, drogi takie kręte Ktoś przynosi mamie kwiaty Nie znam słów za pomocą których mógłbym opisać jak wielką stratą jest śmierć młodszego brata, ale za pomocą słów które znam postaram się przelać na papier to wszystko co we mnie siedzi. Cały ten smutek, żal i złość. Złość na siebie, na Ciebie, na nas wszystkich… Będę pisać bo wiem, że to pomaga. Rozmowa w trudnych chwilach o tym co nas boli pomaga, ale jak rozmawiać kiedy się nie da? Gdy zaczynasz mówić, głos Ci się łamie, łzy wypełniają oczy i …. I dalej pozostajesz z smutkiem sam na sam. Dlatego postanowiłem to napisać. Tak jest łatwiej i też pozwala odczuć ulgę. Udostępniam ten tekst bo może jeszcze komuś pomoże. Mnie pomogło jego napisanie, może kogoś zmotywuje do napisania czegoś podobnego. Najgorsze to trzymać tak smutne przeżycia w sobie. Tekst może być trochę chaotyczny. Może mieć błędy. Pewne myśli mogą się powtarzać. Pisałem go dla siebie. Przelewałem „na papier” to co miałem w głowie, bez głębszego przemyślenia. To forma terapii. Jest wtorek, godzina 10. Prowadzę drugi już dzień szkolenie z automatyki przemysłowej online. Duża grupa, nikogo nie ma na kamerce, mówię do monitora. A może sam do siebie? Jednak nie, bo z tej drugiej strony padają pytania. Sensowne pytanie – więc słuchają. To dobrze. Czasem ktoś się odzywa wtedy wiem, że moja praca ma sens. Dzielę się wiedzą. Może ktoś z kursantów wykorzysta tą wiedze w jakimś dobrym celu? Może dzięki niemu będzie się nam żyło lepiej? Kto wie. Wiara w to, że wiedza, którą się dzielę przysłuży się nam kiedyś wszystkim pozwala mi wstać codziennie rano z uśmiechem – przynajmniej do tego dnia. Prowadzę szkolenie, odpowiadam na pytania i szukam informacji w internecie. Czuję się, jakoś dziwnie. Taki trochę nieobecny. Bywa. Odpowiadam jednocześnie za 12 kurantów, 14 komputerów … sporo więc mogę czuć się trochę nieobecny. Jakoś coraz bardziej nieobecny… Na przerwach wpadam to działu technicznego z nadzieją, że spotkam Krzysia, bo mieliśmy pogadać o naszych nowych nabytkach. Od soboty miał nowy telefon – a każdy kto go zna wie czym był dla niego telefon – ja od wczoraj. Wpadam tam z nadzieją, że zamienimy kilka zdań bo tak jakoś wyszło, że praca to było miejsce gdzie mieliśmy okazję najczęściej pogadać. Ja ciągle zapracowany, on ciągle na zawodach, w domu rodzinnym ciężko było się trafić. W pracy to zawsze fajnie pogadać z kimś kogo znasz całe życie. Niestety. Za każdym razem rozczarowany wracałem do pracy. Szkoda – myślałem – bo akurat miałem ochotę z nim pogadać. Jesteśmy w pracy więc domyślałem się, że albo jest gdzieś na budynku i robi swoje albo w trasie. Godzina ok 12 Do sali wchodzi kierownik. Nic nie mówi. Ale domyślam się, że chce abym wyłączył mikrofon. To pewnie coś poważnego. Dowiaduję się, że samochód przewożący sprzęt na szkolenie miał wypadek. Dlaczego mi o tym mówi? Wspomina o koledze, który prowadził i z którym właśnie rozmawiał. – Uff w takim razie to nic poważnego, ważne że nic się mu nie stało. Ale z jego tonu wyczuwam, że to nie koniec informacji. W kolejnym zdaniu pada informacja o Krzysiu. – O kurcze, nie dobrze. Krzyś miał wypadek. Gdzie? Jak to? Co teraz zrobić? Wiele pytań, niewiele odpowiedzi. Ale w końcu koledze nic się nie stało więc i Krzyś pewnie cały. Może trochę poobijany ale na pewno cały. Co powinienem zrobić? Kierownik mówi, że zaraz pojadą do nich. Czuje, że też muszę jechać do niego… Oczywiście. Więc tłumaczę kursantom, że to koniec na dziś, później te brakujące godziny odrobimy. Wyłączam wszystko i wychodzę z sali. Dziwnie się czuje. Co się tak naprawdę właśnie dzieje? Gdzie jechać ? Nikt jeszcze nie wie. Ale zamieszanie na korytarzu, ciche zamieszanie, napawa mnie dziwnym zaniepokojeniem. Nim zdążyłem wejść na schody aby wskoczyć do samochodu i ruszyć, spotykam trzy osoby. Dziwna nienaturalna cisza. Czuję, że chcą coś powiedzieć, ale nie chcą. Chcą ale jednak nie. Aż w końcu zaczynam domyślać się o co może chodzić. Pytam. Nie bezpośrednio, bo tego pytania nie da się od tak zadać. Kiwanie głową. Że, tak? Ale czy na pewno dobrze zrozumiałem ? Dopytuje. Tak. Niemożliwe – myślę i ruszam po schodach, wyciągając telefon z kieszeni aby zadzwonić do kolegi, który był z nim w samochodzie. Znam go kilka lat ale nie mam jego numer telefonu. Jak to możliwe. Nie wiem, może wcześniej nie miałem potrzeby dzwonić do niego. Więc patrzę na ludzi i proszę o numer. Zapisuję. Biegnę do auta i dzwonię. Odbiera. Nie wiele potrafię zrozumieć. Ale żyje, ma telefon, potrafi mówić. Cieszę się, że przynajmniej mu się nic nie stało – tak przynajmniej wtedy myślałem. Rozłączam się i wsiadam do auta. Ruszam. Ale gdzie jechać? Wiem, tylko, że mowa o autostradzie A4. Więc jadę. Do przejechania 200 km, może 300. Daleko. Długa droga przede mną. Samotna droga w ciszy. Po chwili, cisza zaczyna mnie męczyć. Włączam radio. Wyłączam. Znowu załączam aby czymś zająć głowę. Zbyt szybka muzyka, zbyt wesoła. Włączam Spotify. Szukam czegoś relaksującego bo pomimo, jednej słabej porannej kawy czuję się bardzo pobudzony. Muszę się uspokoić bo za oknem temperatura w okolicy 0 stopni, więc niebezpiecznie. Znajduję uspokajające dźwięki, jakieś takie smętne. Bez słów, same dźwięki. Odpowiada mi to. Wyciszam się. Nie wyślę zbyt wiele. Wypełniają mnie smutne dźwięki. Otrzymuję sms od kolegi gdzie to się wydarzyło. Dowiaduję się gdzie jest Krzyś. 69 km A4 w stronę Zgorzelca. Daleko. 2 godziny. Długo. Jadę. I myślę jak dotrę do niego skoro cała autostrada zablokowana, korek na kilka kilometrów. Nie ważne. Coś wymyślę, może dotrę tam pasem awaryjnym. W międzyczasie otrzymuję informację, żebym jechał do Złotoryi bo to komisariat odpowiedzialny za ten odcinek drogi. Zmieniam GPS. I dzwonię tam. Pytam gdzie mam jechać. Policjant chyba wyczuł w jakim jestem stanie bo mówi, żebym jechał na miejsce, może będą do mnie jakieś pytania. Informuje mnie też, żebym przedostał się do radiowozów, bo oni poprowadzą mnie do brata. Na szczęście przed korkiem znajduję policjantów. Kawałek mnie eskortują i karzą wjechać na A4 na kolejnym węźle pod prąd, bo to jedyna możliwa droga. Dotarłem. Widzę samochód służbowy. To już nie samochód. Co najwyżej w połowie samochód. Krzyś nie prowadził, siedział obok więc to jego połowy auta już nie ma. Widzę go…. Rozmawiam najpierw z policjantem, potem z prokuratorem. Dwie podobne wersje zdarzeń, różnice nie istotne. Istotne jest to, że nie żyje. Mniej więcej od nie żyje. Wtedy to do mnie dotarło. Dotychczas ciągle wierzyłem, że to może nie on. Że ktoś się pomylił. Całą drogę w aucie wiedziałem, że to nie może być prawda. Taka myśl nie mieści się w głowie. Jeszcze w aucie poinformowałem o tym fakcie rodziców. Nie chciałem tego robić przez telefon. Są informacje, których nie przekazuje się przez telefon. Śmierć syna, młodszego syna to na pewno jedna z nich. Odwlekałem ten telefon, ale otrzymywałem informacje, że już w internecie zaczyna się robić o tym głośno. Coraz głośniej. Ludzie skądś już wiedzą, że Krzyś nie żyje. A ja jeszcze nie jestem tego pewny. Jednak jakby się czuli gdyby ktoś do nich zadzwonił i zapytał czy to prawda. Szukaliby potwierdzenia myśląc, że to fake news. Najgorsza jest niepewność. Do kogo by zadzwonili? Do mnie, wiec i tak musiałbym im to powiedzieć przez telefon. Zdecydowałem się zdzwonić, zaoszczędzić im tej niepewności. Powiedziałem. To był pierwszy raz gdy do mnie dotarło, to co może właśnie mieć miejsce. Wiele rzeczy do nas nie dociera dopóki nie powiemy tego na głos. Myślę, że często wysłuchanie tego co mamy do powiedzenia, tego co nas boli pomaga nam właśnie dlatego, że mówimy to na głos. Głupio mówić na głos do ściany ale gdy mówimy do kogoś, to musimy mówić na głos i słyszymy wtedy to co mówimy. A gdy słyszymy, to dociera to do nas o wiele mocniej niż gdy tylko o tym myślimy. Dziwne. Ale tak też było tym razem. Słowa tak ciężkie, że aż trudno je udźwignąć aby wymówić. Czym jest śmierć? Niektórzy uważają, że śmierć to to co nadaje sens życiu. Że on nadaje nam cel, odwagę, siłę, motywację, że życie pozbawione śmierci byłoby pozbawione działania, emocji. Krąg życia. Przychodzimy na świat, traktując śmierć jako coś odległego, coś nierealnego, coś czym nie zawracamy sobie głowy. Z wiekiem dociera do nas, że śmierć jest wokół nas. Umierają nasze zwierzątka. Akceptujemy to ale nie rozumiemy. Przyzwyczajamy się, że niektóre stworzenia żyją krócej niż my. Zwierzęta pewnie nie myślą o śmierci, bo jak mogą myśleć o czymś czego nie mogą zjeść albo nawet dotknąć, powąchać. Potem, z wiekiem śmierć zaczyna mieć ludzką twarz. Twarz dziadków, ciotek, bliskich i zaczynamy rozumieć, że jest. Gdy byłem dzieckiem, to dla mnie śmierć rodziców była najokrutniejszym koszmarem. Umierały babcie, potem dziadek i w wieku kilkunastu lat docierało do mnie, że tak po prostu musi być. Że kiedyś zostanę na tym świecie sam z bratem i będziemy musieli się wspierać. Potem założyłem rodzinę. Mam żonę, córkę, syna ogromny bagaż przepięknych, niepowtarzalnych przygód dzięki którym odkrywałem jak piękne jest życie w różnych zakątkach naszego globu. Podczas podróży autostopowych rozmawiałem z setkami osób, o życiu waśnie i odkrywałem, że życie jakie znam nie jest jedyne z możliwych. Że każdy, żyje po swojemu. Żeby nikomu niczego nie narzucać, bo nie można żyć lepiej lub żyć gorzej. Każdy żyje po swojemu. Często nie wiedząc, że można żyć inaczej. A może jednak, da się żyć gorzej? Może da się zmarnować życie – czyli żyć gorzej. Nie wiem, wrócę do tej myśli później. Mam już rodzinę, wielopokoleniową. Żyjemy swoim życiem odwiedzając dziadków, ciotki, znajomych …. Po ślubie zaczyna być tego sporo. Dzieci zaczynają Cię pochłaniać. Codzienna kąpiel to wyzwanie logistyczne, tak samo jak wyjście na zakupy, a wyjście na imprezę dla dzieci to planowanie niczym lądowania w Normandii. Głowa ciągle zajęta. Zapominasz o śmierci, bo masz na rękach nowe życie. Może jednak nie całkiem zapominasz ale przyjmuje ona normalniejszą twarz. Masz na rękach początek więc logicznym jest też koniec. Tak już jest i tak musi być. Godzisz się z myślą, że kiedyś – oby jak najpóźniej – przyjdzie pora na dziadków. Potem rodziców. Ta myśl, trzymając dziecko na rękach nie jest już aż tak straszna, bo te starsze pokolenia przygotowały Cię do odegrania swojej roli w życiu innych. Nasi rodzice, nasi dziadkowie będą w nas żyć już zawsze. Ich nawyki, które naśladujemy, ich przemyślenia, ich wychowanie, poglądy to wszystko jest w nas i będzie w naszych dzieciach. Myśl o śmierci osób starszych od siebie zaczyna być dla nas czymś zwykłym codziennym, o czym nawet nie warto zbyt wiele myśleć. Kiedyś przyjdzie. Przyjdzie też po nas i chyba czym jesteśmy starsi tym mniej przerażająca jest też ta myśl. Podobno życie to ten niekomfortowy okres pomiędzy naszymi narodzinami, a śmiercią. Inni mówią, że większość osób umiera w wieku 25 lat, ale z pochówkiem czeka aż do 75. Te słowa teraz nabierają całkowicie innego znaczenia. Krzyś miał 25 lat i jesteśmy zmuszeni poczekać z jego pochówkiem aż 10 dni. Bardzo długich dni. Bardzo smutnych dni. Wszystko co napisałem powyżej nie ma się kompletnie nijak do śmierci kogoś młodszego. To nie jest normalne. To nie jest coś oczywistego. Wiedziałem, że będę mieć rodzinę i będziemy sobie z Krzysiem pomagać. Wspólne święta u rodziców i co pewien czas jakieś wspólne sprawy. Nie będziemy żyć jakoś bardzo blisko, bo mając tyle osób na głowie, rodzeństwo na starość staje się czymś co chyba ciężko opisać słowami. Czujesz, że to bliska osoba, ale idąca inną ścieżką. Nie wiem. Nie ma sensu abym tutaj się nad tym zastanawiał, bo już nigdy nie będę mógł się o tym przekonać. Krzysiu nie żyje. Widząc jego ciało położone na drodze, przykryte folią, która delikatnie podnosiła się z każdym podmuchem wiatru wiedziałem, że wszystko to co uważam za pewnik jest nic nie warte. Pewne było to, że Krzysiu zawsze będzie moim młodszym braciszkiem. Niezależnie od wieku będzie młodszym braciszkiem. Dla wszystkich to jest Krzysiu, a nie Krzysztof. Młodszy braciszek. Że do końca życia, gdzieś tam daleko za wiele dekad będziemy działać razem. I nagle się okazuje, że już nie. Nie. Nie. Nie. Nie będziemy i nie wierzę w to dalej. Gdy pierwsze słowa tego tekstu przelewam na papier jest czwartek. Czuję, że muszę to wylać z siebie. Muszę się tym z kimś podzielić, ale mówić nie potrafię. Od środy wróciłem normalnie do pracy, kontynuowaliśmy szkolenie. Musiałem zająć czymś głowę. Miałem do wyboru siedzieć w domu i myśleć o tym co mnie strasznie raniło lub robić to co lubię i mieć nadzieję, że to ma sens. Działało. Łatwiej, w życiu się funkcjonuje jak dostrzegasz sens tego co robisz, bo nigdy nie wiesz kiedy to Twoje życie się zakończy. W firmie wszyscy wiedzieli, że prosiłem aby nie poruszać tematu mojego brata. Dziękuje im za to bardzo. Niesłychane jak bardzo mi to pomogło. Najgorsze to mieć czas na rozmyślanie. W pracy pracujesz i masz inne tematy w głowie. To nie jest tak, że da się nie myśleć o stracie brata, ale zawsze dało się wyłączyć mikrofon i kamerkę w krytycznej chwili. Pomiędzy kolejnymi atakami rozpaczy pracowałem normalnie i jak wynika z ankiety po szkoleniu, nawet kursanci byli zadowoleni, więc zrobiłem swoje. Róbmy swoje …. Cały czas nie wierzę, że prawie wszystkim udało się powstrzymać od rozmowy na ten temat ze mną. To bardzo pomagało przetrwać te pierwsze dni. Gdy raz na korytarzu usłyszałem zwykłe słowa „Przykro mi” nie potrafiłem dojść z gorącą czekoladą do sali szkoleniowej bo dostałem ataku rozpaczy. Podobnie sprawdzili się inni znajomi, przyjaciele. Niby normalne życie, normalne rozmowy ale bomba w człowieku tyka. Pomogło. Mnie pomogło. Ale to nie znaczy, że pomaga wszystkich. Może niektórzy potrzebują właśnie rozmów. Potrzebują powspominać. Ja nie, przynajmniej jeszcze nie. Ja go dobrze pamiętam, nie muszę powspominać. Bo dalej czuję jakby był. Był gdzieś poza zasięgiem. Nie widywaliśmy się codziennie, czasem nie mieliśmy kontaktu przez tydzień czasem trzy tygodnie. Od jego śmierci mija właśnie tydzień. Nie długo. Może jeszcze się odezwie – w głębi siebie marzę o tym. Czasem wydaje mi się, że nawet go widzę na ulicy, w firmie… Aż chce za nim zawołać. Ale wiem, że to nie może być Krzysiu. Tylko mi się wydaje. Skąd masz wiedzieć jak rozmawiać s kimś kto właśnie stracił kogoś bliskiego? Pytaj. Jeśli masz taką możliwość, pytaj kogoś kto jest bliżej tej osoby, kogoś kto już wie co jej potrzeba. Każdy jest inny. Każdy strasznie cierpi ale także – jeśli ma siły – stara się wspierać najbliższe osoby. Na pierwszy rzut oka taka osoba wygląda normalnie. Może trochę mniej się uśmiecha ale wygląda normalnie. Zakłada maskę. Gdy jest sama może dopiero ją ściągnąć i zatopić się w rozpaczy. Samemu czasami jest łatwiej bo nie ciągniesz nikogo w tej rozpaczy za sobą. A czasem trudniej, bo potrzebujesz kogoś kto wyciągnie Cię na powierzchnię. Ale nie znajdujesz, bo w innym pokoju ktoś jest jeszcze głębiej …. Najgorsze co możesz zrobić to dopytywać. Jak do tego doszło? Jak się trzymacie? Co słychać? Jeśli masz zadawać takie pytania to pamiętaj, że milczenie jest złotem. Mnie osobiście strasznie, ranią także kondolencje. Wiem, że jest Ci przykro. Nie musisz tego mówić. Jesteś tutaj. Przyszedłeś się spotkać, wesprzeć. Nie musisz mówić jak Ci przykro, bo wiem. Jeśli możesz być obok to słowa teraz nie mają większego znaczenia – przynajmniej dla mnie. Jeśli jesteś daleko, jeśli nie możesz się spotkać to wtedy posłuż się słowami, bo nie możesz inaczej – jeśli czujesz, że musisz. To jest strasznie dziwne uczucie. Masz wrażenie, że już choć na chwilę poradziłeś sobie stłumić rozpacz w sobie podczas zakupów, spaceru, treningu itp. a tu nagle eksplozja. Zwykła zabłąkana gdzieś w głowie myśl, która całkowicie niespodziewanie wybucha. Zwykłe słowo przez telefon. Napis w internecie i wybuchasz. Pierwszy dzień, który udało mi się przetrwać bez wybuchu rozpaczy przyszedł w niedzielę – w wtorek był wypadek. Nie dlatego, że poczułem się jakoś o wiele lepiej ale dlatego, że córka miała zaproszenie na urodzinki młodszego braciszka jej największego kolegi, a żony nie było w domu. Więc ogarnięcie dwóch małolatów – trzymiesięcznego wiecznie uśmiechniętego niemowlaka i jego nakręconą na zabawę siostrę – uniemożliwiało pomyślenie o czymkolwiek innym. Może to właśnie jest metoda na poradzenie sobie z stratą kogoś bliskiego? Ciągle musi się coś dziać. Kontakt z dziećmi. Błahe rozmowy. I brak wolnego czasu. U mnie zadziałało. W poniedziałek myślałem, że już sobie poradziłem z tą myślą. Pogodziłem się z tą stratą. Ale nie… Było tylko trochę lepiej i znowu usiadłem pisać te słowa. Jakby tego miało być mało siedząc nad klawiaturą odebrałem telefon od żony, że jadąc z córką na stację benzynową 300 metrów od domu wjechał im w tył inny samochód. Całe szczęście, że nikt nie ucierpiał ale auto będzie wymagać wizyty w serwisie. Nigdy nikt wcześniej z naszych rodzin – przynajmniej z tego co pamiętam – nie uczestniczył w kolizji, a tutaj w przeciągu 6 dni mój brat oraz córka z żoną…. W piątkową noc byliśmy też w krakowskim szpitalu z synkiem. Zabawy rodzeństwa. Ale to już całkowicie inna historia… Nie mam już dziś siły pisać. Wtorek, godzina Ruszamy na Dolny Śląsk załatwiać kwestie papierkowe aby następnego dnia można w końcu przewieźć ciało Krzysia, aż z Legnicy. Tydzień temu o tej porze, jeszcze wszystko normalnie wyglądało. Siedział sobie wygodnie jako pasażer w aucie. Pisał z swoją dziewczyną, chyba planowali walentynki. Pewnie z uśmiechem na twarzy. Miał wiele powodów aby być wyjątkowo szczęśliwym tego dnia. Począwszy od całkowicie błahych jak nowy telefon, a skończywszy na bardzo poważnych zmianach w życiu, jak pierwsza praca w zawodzie. Dzień wcześniej nie wiedzieliśmy się bo był na badaniach przed podpisaniem umowy o pracę, a za 6 dni miał zaczynać nową ogromną przygodę jako programista PLC. Wkrótce wyjazd do Berlina do fabryki Tesli. Tesla, to brzmi dobrze. Cieszyliśmy się. Godzina Za 16 minut dojdzie do tragedii. Jutro pogrzeb. Prawdopodobne najgorszy dzień … Prawdopodobnie najgorszy dzień w życiu. Najsmutniejszy. Dotychczas nie uczestniczyłem w pogrzebie młodej osoby. Zawsze byli to starsi ludzie. Myślałem, że tylko tak może być. Myliłem się…. Z jednej strony bardzo obawiam się jutra, a z drugiej wszyscy na to czekamy. Czekamy na pogrzeb już 9 dni. Zwykle czeka się 3, a my Czekaliki – jak o nas mówią znajomi – musimy czekać o wiele dłużej. Za długo. Mam nadzieję, że od soboty będzie choć trochę łatwiej. Że zaczniemy myśleć jak poukładać sobie życie na nowo. Nie będzie łatwo, bo w końcu spędziliśmy razem ostatnie 25 lat. Myślę, że mi jest i tak o wiele łatwiej niż innym. Jako jedyny mogłem go osobiście pożegnać na miejscu wypadku. Zbliżyłem się do niego, dotknąłem, pożegnałem. Rozpłakałem się strasznie ale potem poczułem na chwilę trochę ulgi. Bardzo tego potrzebowałem. A dopiero dziś moi rodzice wraz z dziewczyną Krzysia będą mieli okazję zrobić to samo. W kostnicy. W filmach zawsze rozpacz człowieka po stracie, połączona jest z myślą, jakie ostatnie słowa chciałoby się na pożegnanie powiedzieć. Od momentu tragedii i za mną takie słowa chodzą. Ale nie są to słowa w stylu „kocham Cię bracie” – bo takich słów nie trzeba wymawiać, miłość braterska to coś innego. To się czuje, to się widzi w gestach, to normalne, że brata się kocha i nie często się to powtarza – tak przynajmniej było u nas. To nie są słowa „kiedyś znowu się spotkamy” – bo nie jestem osobą wierzącą. Może już nigdy się nie spotkamy. Bo gdzie? Nie wierzę w niebo, wierzę w naukę. Na tym świecie istnieją rzeczy, które nawet filozofom się nie śniły więc kto wie czy gdzieś się spotkamy. Jest wiele zjawisk w fizyce kwantowej, które przerastają nasze wyobrażenie i mogą – moim zdaniem – wyjaśniać wiele z tematów w które ludzie wierzą. Kto wie? To co chciałbym powiedzieć Krzysiowi to odpowiedź na naszą ostatnią rozmowę. Rozmawialiśmy o telefonach. Głupio mi z tym, bo to trywialne temat. Ale od śmierci brata mam go w głowie. To jedno zdanie mnie prześladuje bo w wtorek chciałem się z nim spotkać w firmie i mu powiedzieć: „Miałeś racje, że te 3 GB RAMu to jednak za mało i bateria faktycznie krótko trzyma”. Głupie to. Mnie jest głupio. Ale ten tekst, który właśnie czytasz to przelanie na papier tego co we mnie siedzi. Nie chcę nikogo okłamywać, bo pisze go tak naprawdę dla siebie. Dlaczego miałbym siebie okłamywać skoro ten tekst miał mi pomóc pogodzić się z stratą brata. Uświadamiam sobie, że życie to nie film. Życie jest bardziej nieprzewidywalne i bardziej niesprawiedliwe niż scenariusz filmowy. Jest bardziej zaskakujące. Nie wierzę, ale myślę i analizuję. Zastanawia się dlaczego w sobotę po śmierci Krzysia mógłbym przysiąc, że jeden przedmiot w naszym mieszkaniu zmienił położenie. Widzieliśmy go z żoną w jednym miejscu, a po chwili gdy w pustym pokoju 3m ode przewróciła się ramka z zdjęciem ten przedmiot też tam był. Strasznie to głupie. W taki sposób tłumaczymy sobie podświadomie pewne rzeczy aby było nam łatwiej. Na pewno ktoś ten przedmiot przełożył i zapomniał o tym. Po co to zrobił? Dlaczego odłożył go w miejsce gdzie nigdy go nie kładziemy i to po wejściu do mieszkania po powrocie od babci, gdy mieliśmy zajęte ręce bagażami. Bez sensu, ale kto miał to zrobić jak nie my? Zdjęcia czasem się przewracają. Wszystkie okna i drzwi pozamykane ale takie rzeczy się zdarzają. Następnej nocy poprzewracały się butelki gdy spaliśmy. Wszystkie okna zamknięte … Pewnie zawsze takie rzeczy się działy ale nigdy nie zwracaliśmy na nie uwagi. Niczym kobieta, która chce zajść w ciąże, wszędzie widzi ciężarne, facet przed zakupem samochodu wszędzie dostrzega daną markę, a osobę na diecie będą prześladować słodycze. Jesteśmy ludźmi i mamy zaburzone postrzeganie pod względem tego o czym myślimy. Tak samo musiało być i tym razem. Najdziwniejsze jest jednak to, że od tego momentu, gdy to spore zdjęcie w ramce się przewróciło, mi zrobiło się lepiej. To był drugi moment, który wyjątkowo pomógł mojej „duszy” poradzić sobie z stratą Krzysia. Nie mówię, że wtedy się coś wyjątkowego wydarzyło, ale mnie zrobiło się lżej. Pewnie tak powstały wszystkie religie, mity niezwykłe historie. Z potrzeby ulgi. To pomaga nam od zawsze. Może jednak się mylę i Tam coś jest. Choć nie…. Raczej czuję, że wiele pracy jeszcze przed nami. Wiele badań i zaskakujących odkryć. Może gdzieś jest obok. Światy równoległe …. Jest mi trochę lżej od tego czasu. Zawsze uważałem, że wierzącym jest łatwiej. Wierzyć, że ktoś na Ciebie czeka po śmierci. Że czekają wszyscy, którzy odeszli. Że warto za życia pomagać innym nie dlatego, że to ludzkie, ale dlatego, że spotka Cię za to nagroda w Niebie. Ale po śmierci Krzysia, chyba łatwiej mi się pogodzić z myślą, że to był straszny zbieg nieszczęśliwych okoliczności niż czyjś plan. Jak wytłumaczyć taki plan? Odebrać życie człowiekowi który właśnie za 6 dni miał rozpocząć życie. Dorosłe, niezależne życie. Dobry człowiek, z potencjałem aby pomagać innym. Wolę myśleć, że to przypadek – tak jest mi łatwiej. Łatwiej mi postrzegać to zdarzenie jako przypadek. Łatwiej dlatego, że można było tego uniknąć. Łatwiej, bo dostrzegam jakie mamy wszyscy szczęście w życiu i kompletnie nie zdajemy sobie z tego sprawy. Gdyby na stacji na której zatrzymali się Krzysiu z kolegą kierowcą ok 11 zjedli jednego hot-doga więcej albo mniej. Gdyby dłużej korzystali z toalety, gdyby … O wszystkim zadecydowały sekundy. Gdyby byli 10 metrów dalej albo bliżej, zdążyli by zareagować. Przy prędkości 110 km/h co to jest 10 m. Może wystarczyłoby mniej. Po tym wypadku, dostrzegam jakie ogromne szczęście towarzyszy nam w życiu. Nawet nie zdajemy sobie sprawy ile razy otarliśmy się o śmierć. Ciągle narzekamy jak nam źle, jakie mamy złe życie, że czegoś nam brakuje, a może co roku kilka razy ocieramy się o śmierć. Nawet o tym nie wiedząc i nigdy się nie dowiemy. Po chwili namysłu jednak przypominam sobie kilka sytuacji, które w moim życiu mogły skończyć się inaczej. Gdy miałem kilka lat dziadek wyszarpnął mnie – podobno, bo pamiętać tego nie mogę – spod samochodu na zakręcie, gdy bez namysłu podczas spaceru wybiegłem na drogę. Innym razem babcia wskoczyła do mnie do basenu gdy w podobnym wieku nagle się potknąłem i wylądowałem na jego dnie. To pamiętam. Żaby pływały w tym basenie i ja zachłysnęłam się, na szczęście, tylko trochę wodą. Innym razem w Tatrach, grunt dosłownie usunął mi się spod nóg. Ostatnio biegając wieczorem, może miesiąc temu poślizgnąłem się na lodzie i upadłem. Niby nic, zdarza się każdemu kto chodzi, a co dopiero biega, ale moje czoło znajdowało się dosłownie 7 cm od ostrego rogu betonowej prostokątnej donicy. Wtedy byłem świadomy, że gdybym postawił nogę o te 7 cm bliżej to bym prawdopodobnie rozbił sobie skroń. To tylko kilka sytuacji, których jestem świadomy, a ile ich było? Nigdy się nie dowiem, ale chciałbym strasznie o tym pamiętać, że jestem szczęściarzem bo już nie raz los postawił moje życie na krawędzi. Tylko jak długo będę o tym pamiętał? Pewnie tylko przez jakiś czas, a potem wrócę do normalności i o tym szczęściu zapomnę. Mamy straszną pamięć. O rzeczach ważnych, postanowieniach pamiętamy tylko chwilę. A może to dobrze. Może gdybyśmy pamiętali wszystko nie potrafilibyśmy z tym żyć. Może lepiej nie pamiętać. Ile osób oddało by wszystko aby móc zapomnieć…. Krzyś też wielokrotnie uciekł śmierci, ale ten raz wszystko w jego otoczeniu potoczyło się tragicznie. Prokurator i policja na miejscu potwierdzili, że kierowca nie miał co zrobić. Nie mógł zareagować. To wydarzyło się zbyt szybko. Brak pasa awaryjnego, brak szerokiego pasa zieleni, brak zabudowy tej ciężarówki z tyłu. Bardzo dobrze, że dotarłem tam na miejsce nie tylko dlatego, że mogłem się pożegnać z bratem, ale także dlatego, że nie mam pytań. Najgorsza jest niepewność. Najgorsze są wątpliwości. Wiem, że kierowca nie mógł zareagować. Gdyby TIR zajechał im drogę, pewnie by ich naczepa przepchała na barierki, albo by wyhamowali, ale niestety to była ciężarówka, która reaguje szybciej na ruch kierownicą. Nieprawdopodobny pech, bo takich aut nie wiele jeździ po drogach. Gdyby to był TIR to musiałby mieć belkę która zapobiegała aby podczas wypadku auto nie wjechało pod niego. Ta ciężarówka nie miała. A może była tam tylko makieta? Może te belki na naczepach to też tylko makiety. Ile osób ginie rocznie bo wjedzie pod naczepę ? Nie wiem, ale jak wynika z statystyk policji co roku ginie ok 3000 osób. A kolejnych 10 tysięcy zostaje ciężko rannych. Co roku! Sprawdziłem te dane z ciekawości. Ile to jest tragedii. Ile tragedii takich jak nasza. Ile osób traci syna, córkę, męża, ojca, brata…. Smutne jest to, że te liczby nie maleją. 5 lat temu też zginęło tyle samo osób. Czy można zapobiec takim tragediom? Myślę, że tak. Myślę, że mam krew brata na rękach. Jakiś czas temu, może 3 lata temu, przeglądałem zdjęcia z wypadków w internecie i zauważyłem, że jeżeli samochód osobowy czy dostawczy wjedzie w tył naczepy to nie występuje wtedy strefa zgniotu. Auto wjeżdża i ścina dach oraz osoby w środku. Śliska nawierzchnia. Mgła. Nagłe hamowanie TIR-a i na autostradzie zawsze taki sam finał zdarzenia. Dlaczego pojazdy ciężarowe nie posiadają absorberów energii z tyłu ? Belka mogłaby się zginać w kontrolowany sposób i ratować życie tych którzy w nią wjadą. Projektantom aut zależy tylko na ratowaniu osób w pojeździe. Tak konstruowane są pojazdy aby w jak największym stopniu ratować tych, który są w środku. Technologia pozwala dziś na więcej. Kilka lat temu dostrzegłem zagrożenie i nic z tym nie zrobiłem. A co miałem zrobić? Przecież bym nie zmienił konstrukcji wszystkich ciężarówek i naczep. Co mogłem zrobić? Ale jednak czuję, że powinienem wtedy coś spróbować z tym zrobić. Dostrzegłem zagrożenie i je olałem. Krzyś dziś nie żyje. Nie przeze mnie. To nie ja prowadziłem ciężarówkę, w którą oni się wbili. Dlaczego ten kierowca tak zrobił? Nie wiem. Nikt nie wie. Kierowca skorzystał z prawa do odmowy składania zeznania. Jednak teraz widzę, że każdy ma krew na rękach. Gdy pomyśli sobie, ale TO niebezpieczne prawie zrobiłem sobie krzywdę. Ale na „szczęście” nie zrobiłem. Jestem cały. To zapominamy. A potem ktoś inny, kto ma mniej „szczęścia” może stracić w ten sposób to co ma najcenniejsze. Widzisz, że coś zagraża innym i nic z tym nie robisz to przykładasz rękę do ich krzywdy. Myślisz „ich krzywdy”, obcych, anonimowych osób i masz z tym luz ale tym innym może być twoja córeczka, Twoja mama lub w drodze powrotnej Ty. „Głupio by było” zginąć w tak egoistyczny sposób przez zaniechanie. Widzisz że ktoś upada na ziemię, dziurę w jezdni, wiszące sople pod dachem, pijanego kierowcę, czy agresywnego psa i nic z tym nie robisz? Widzisz lód na tirze i nie reagujesz? Lód na dachu i co z tego? Gdyby nie ten lód to ktoś mógłby jeszcze żyć. Takich braci, sióstr, ojców, matek, córek, synów …. są tysiące, którzy znikają z naszego życia bez pożegnania. Nagle. Podczas codziennej drogi po pieczywo, do szkoły czy podczas rutynowego transportu podczas wykonywania obowiązków służbowych. Najgorsza w tym wszystkim jest ta świadomość, że nie znamy dnia ani godziny, gdy to przez naszą wygodę czy lenistwo ktoś straci najważniejszą osobę w życiu. Nie poświęciliśmy 3 minut aby wykonać telefon, zatrzymać kluczyki pijanemu kierowcy czy zmusić kogoś do zatrzymania pojazdu aby wyczyścił dach swojej naczepy. Tyle ludzi wokoło, przecież każdy to widzi, każdy może zareagować i każdy będzie miał krew na rękach. Tą niewidzialną. Bo prawnie nigdy się nie dowiemy, że to przez nasze zaniechanie, ktoś tydzień później, dzień czy minutę stracił życie. Po śmierci Krzysia, pierwszy raz zatelefonowałem i zgłosiłem dziurę w jezdni na trasie 88. Głęboką, w niewidoczny miejscu. Niebezpieczną. Już następnego dnia ją załatali. Wcześniej była tam przez tydzień, może dłużej. Czy kogoś uratowałem? Nie wiem i się nie dowiem. Gdybym nie zatelefonował, a potem przeczytał w gazecie, że ktoś się tam rozbił to bym wiedział, że mam krew na rękach. Nie chciałem ryzykować. To mogła być moja żona z dziećmi, mody ojciec, karetka pogotowia czy autobus szkolny. Wolę nie wiedzieć, czy kogoś uratowałem …. Tak sobie myślę. O takich wypadkach jak ten w którym mój brat stracił życie myślałem już wcześniej. Może nie tylko. Nie mogłem nic zrobić. To nie moja wina. Moją większą winą by było gdybym na pracy inżynierskiej lub magisterskiej przygotowałbym projekt takiego absorbera i bym go zamknął w szafie. Pisałem pracę o systemach bezpieczeństwa w samochodach osobowych. Stworzyłem symulator, jak działają napinacze pasów i poduszki gazowe. To było coś innego, ale czuję, że jednak bliższego niżby się mogło wydawać. Może zmarnowałem czas piszą inżynierkę, tak samo jak magisterkę bo te prace nikomu nie pomagają. Poświęciłem wiele miesięcy życia, potencjał dobrze wykształconej osoby po to aby projekty wylądowały w szafie. Głupio mi. Po co kształcimy tysiące inżynierów zadając im na koniec studiów projekty, z których nic nie wynika. Jeśli jeden projekt na 100 czy nawet na 1000 przyczyniłby się aby ocalić przynajmniej jedno życie to ile tragedii można by ocalić. Wiem, że to jest za daleko idące stwierdzenie ale czuję, że wszyscy Ci profesorowie, doktorzy, którzy karzą młodym dobrze wykształconym ludziom pisać prace, które następnie lądują w szufladzie mają krew na rękach. Do tej pory widziałem to jak stratę finansową dla naszego społeczeństwa, bo marnowanie czasu ludzi wykształconych to strata ogromnych pieniędzy, których wart jest ich czas. Ile mogliby rozwiązać problemów nie myśląc o komercjalizacji tylko rozwiązań, a o zaliczeniu i przy okazji czynieniu dobra. Po to się uczymy. Po to zostaje się na uczelni aby przysłużyć się społeczeństwu. Jeśli umierającej osobie nie udzielisz pomocy możesz zostać oskarżony o zaniechanie pomocy, a czym różni się to nie wykorzystania potencjału młodych ludzi. Jest tylu potrzebujących wokół nas i tyle zmarnowanego czasu oraz potencjału młodych ludzi, którzy muszą zrobić „coś” aby zdobyć papierek. Dlaczego nie rozwiązują oni problemów ? Dlaczego nie ratują życia poprzez rozwój technologii? Słyszałem, że sukces w życiu to nie liczba zer na koncie ale ilość osób których życie odmieniło się na lepsze. Młodzi ludzie mogą nie tylko poprawiać życie ale także je ratować. Dlaczego o tym myślę i piszę teraz? Co to ma do mojej żałoby, do mojej straty? Swoją wielką złość na siebie, żal który odczuwam, ukierunkowałem na działanie. Od zawsze w czasach kryzysu, gdy miałem ciężko z jakiegoś powodu uciekałem w projekty. Wolę zająć umysł rozwiązywaniem problemów niż myśleć o tym co miało miejsce. Może jest to forma ucieczki od problemu, ale Krzysiowi życia już nie przywrócę, jednak wierzę, że mogę ocalić życie innych. To mnie teraz napędza do działania. Moja rodzina przeżywa ogromną tragedie, której nie życzę nikomu innemu i zrobię co w mojej mocy aby takich rodzinnych tragedii było jak najmniej. Po to także, założyłem fundację. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale chcę… muszę działać. Dziś był pogrzeb. Jeśli można powiedzieć, że pogrzeb był piękny to ten taki był. Morze ludzi w nim uczestniczyło. Chyba w większości młodych. Nie wiem. Nie byłem w stanie patrzeć na ich twarze. Naprawdę nie wiem, kto był. Nie widziałem wszystkich. Nawet jeśli na kogoś spojrzałem to zwykle nie rozpoznawałem. Maseczki zmieniły charakter pogrzebów. Dobrze, że ludzie je mieli. W szpitalach umierają setki osób dziennie, ironiczne by było zarazić się na pogrzebie. Dziwne czytanie. O odcięciu głowy Janowi Chrzcicielowi. Nie zrozumiałem go…. Ksiądz powtarzał aby się modlić za Krzysia i innych. Nie wiem czy modlitwy im pomogą. Pewnie nie zaszkodzą. Ale to co na pewno im pomoże to pamięć o nich. Kontynuacja ich projektów, jeśli takie prowadzili. Kontynuując ich „dzieła” będą przy nas, ramię w ramię. Tak to widzę. Modlitwa to słowa, to ponoć pomóc zmarłym. Myślę, że więcej znaczą czyny. Możemy pomóc innym, kolejnym, którzy będą potrzebować naszej pomocy. Ciągle czuję, że dużo mówimy, a mało robimy. Bardzo bym chciał aby śmierć Krzysia była dla wielu motywacją do działania. Aby życie Krzysia było przykładem, że można być szczęśliwym, aktywnym, podróżować i znaleźć czas do bliskich i przyjaciół. Piękne zdjęcie Krzysia (takie jak na górze strony) . Bardzo piękne, z szczerym uśmiechem jak zawsze. Sztandar szkoły, którą ukończyliśmy w rękach dyrektora. Piękny gest. Przemowa na koniec Przemka, znajomego, sportowca – piękna, wzruszająca ale i rozchmurzająca. Słuchając jej, naprzemiennie łzy zalały mi twarz i pojawiał się uśmiech pod maską. Krzyś będzie organizował tam gdzie jest, kolejne turnieje sportowe wraz z Panem Turkiem. Kto wychował się w klasie sportowej na Szopienicach to doskonale wie o czym mowa. Żyjemy w wielkiej aglomeracji, w sporym mieście, ale nasze życie w końcu zamyka się na kilometrze kwadratowym. Przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, boiska sportowe i cmentarz na Szopienicach to właśnie jakiś kilometr kwadratowy. Co prawda Krzyś do podstawówki chodził trochę dalej bo pojawiły się wtedy gimnazja, które o ironio znowu zlikwidowano jednak tam toczyło się życie nas wszystkich. To na szkołę chodziło się poruszać w wolnym czasie, to na szkole później pierwsze piwa się piło i za płotem organizowało pierwsze ogniska. To tam zaczynało się, rozwijało i kończy nasze życie – na tym kilometrze. Po włożeniu Krzysia do grobu oddaliłem się z babcią na bok, bo nie potrzebowaliśmy kondolencji. Wiemy, że nas wspieraliście, wiemy, że Wam też przykro, że cierpicie z nami. Nie trzeba tego mówić na głos. Staliśmy dalej, ale gdy nas ktoś dojrzał to podszedł. O dziwo te słowa nie raniły aż tak jak się obawiałem. Ciepłe słowa. Obecność wielu osób. Może już swoje odcierpiałem. Może ten tekst który właśnie pisze pomógł mi się z tym uporać? Gdy większość osób się rozeszła czułem, że muszę postać jeszcze przed grobem brata. Chciałem być sam. Została jeszcze tylko grupa jego przyjaciół. Choć przyjaciele to chyba zbyt słabe słowo. Mówi się, że rodziny się nie wybiera. Krzyś miał to szczęście, że mógł. Miał drugą rodzinę, którą sam sobie wybrał. A może nie wybrał tylko znalazł? Myślę, że prawdziwych przyjaciół się nie wybiera, ich się znajduje. Miał braci i siostry z którymi się wychowywał, spędzał wspólnie czas, na boisku i na konsoli. Wspólnie podróżowali, imprezowali, żyli. Taka paczka to wielki skarb. I dla tej ekipy to równie wielka tragedia jak dla rodziny. Może większa? Jak wyliczyć stratę? Liczbą spędzanych godzin, zawartością DNA … Śmierć dziecka to największa strata do rodziców, dziadków, to wiem na pewno, odkąd mam swoje dzieci. Małe dzieci to cały Twój świat, a Ty jesteś ich światem. Kto cierpi potem bardziej? Jaki sens mają takie rozważania? Nie mają żadnego. Prawdziwy przyjaciel to ktoś z kim cieszysz się życiem tak naprawdę, dzięki komu to Twoje życie jest bogatsze. Przy nim nie musisz udawać. Możesz być sobą. To ktoś kto, gdy wyjedzie, gdy wasze drogi się rozejdą zawsze będzie tym brakującym fragmentem w życiu. Prawdziwych przyjaciół pamięta się całe życie. Ja pamiętam, bo czynili wtedy moje życie pełniejsze, szczęśliwsze. Jednak dorastamy i przychodzą inni, zwykle tylko znajomi. Przyjaciele to skarb. Strata Krzysia rozsypała wiele kompletów puzzli. Śmierć człowieka to zawsze czas pytań. Dlaczego on? Dlaczego nie ktoś inny? Dlaczego teraz? Moim zdaniem, nie ma odpowiedzi na żadne z tych pytań. Po prostu. Przypadek. Ja zadaje sobie inne pytania. Czy byłem dla niego dobrym bratem? Czy dzięki mnie jego życie było bardziej udane? Czy jest coś co chciał mi powiedzieć ale nie zdążył ? Nie wiem. Ale mam nadzieje, że po rozmowach z jego przyjaciółmi poznam odpowiedź na przynajmniej jedno z pytań. Może coś im o mnie mówił. Nie wiem. Ale na szczęście te pytania mam komu zadać. Do kogo skierować pytanie „dlaczego on”? No właśnie. Nie ma sensu zadawać pytań na które nie ma odpowiedzi, na które nie ma kto odpowiedzieć. Oglądając filmy historyczne o bohaterach z okresów wojen pchają mi się łzy do oczy, gdy widzę najwyższe poświęcenie ludzi dla innych ludzi. Oddają życie, za swoje rodziny i wszystkie kolejne pokolenia, które będą dzięki nim mogły żyć później. Oddali życie za nas. Tylko czy słusznie? Czy nasze życie jest więcej warte niż ich ? Czy wykorzystujemy tą szansę, która została nam dana? Czy ich ofiara nie poszła na marne? Takie pytania bardzo zmieniają perspektywę codziennych problemów. Słaby zasięg WiFi w toalecie, zabrudzone buty, zarysowanych samochód, to są prawdziwe powody narzekań ludzi żyjących w rozwiniętych krajach. Jasne, że nikt codziennie nie myśli o tych, którzy oddali, życie za nas kilka pokoleń wcześniej, ale warto czasem zwolnić i choć na chwilę pomyśleć. Chyba właśnie dlatego warto stawiać pomniki, które pozwalają nam docenić to co mamy dziś. Obyśmy nie musieli oddawać życia w walce o wolność następnych pokoleń, bo wtedy te wcześniejsze poświęcenia nie miałby sensu. Kilka lat temu w mojej kawalerce na ścianie, napisałem sobie zdanie motywacyjne. Chyba najbardziej motywacyjne jakie na mnie w chwilach załamania działa. Brzmiało ono tak „ Obyś był tego wart”. Patrząc codziennie na ten napis głęboko chcę wierzyć, że jestem wart tego, że żyję, bo zbyt wielu naprawdę wartościowych już z tego świata odeszło. Jak żyć? Jak żyć, aby być ich wartym? Dużo na ten temat myślałem w podróżach. Spędzasz dni wędrując samotnie po górach to o czym masz myśleć? Przemyślisz już wszystko, aż w końcu zaczynasz filozofować. Filozofowie to chyba osoby które miały za dużo czasu. Czy wiem jak żyć? Nie wiem. Tego chyba nikt nie wie, ale moje przemyślenia zapisałem w poniższym akapicie. Żyj tak aby zostawić ten świat o trochę lepszym miejscem, niż go zastałeś. Pozostaw za sobą wiele uśmiechów, szczęśliwych ludzi, pozytywnych emocji . Żyjemy dla emocji to one są przyprawami naszej codziennej egzystencji. Żyj tak, aby ludzie Cię żegnający wiedzieli, że ta chwilowa rozpacz i smutek nie przykryje tego pozytywnego co im zostawiłeś. Żyj tak aby ludzie żegnając się z Tobą byli szczęśliwi, że Cię poznali i że mogli spędzać z tobą czas. Nie chcę się zastanawiać dlaczego on odszedł. Byłem na miejscu wypadku. Widziałem te pojazdy. Rozmawiałem z prokuratorem – wielokrotnie – policjantem, strażakiem …. To był nieszczęśliwy przypadek, że akurat siedział tam gdzie siedział. Ktoś pewnie popełnił błąd. Nie chcę więcej myśleć dlaczego Krzysia, nie ma już z nami, ale chcę myśleć co dalej. Muszę myśleć co dalej. Mam to szczęście, że żyję. Ty także. Nie pytaj dlaczego inni go nie mieli, ale pytaj co dalej z nim zrobisz. Dano nam ten cenny dar i jeszcze nie odebrano. Co z nimi zrobimy? Jaki potencjał drzemie w nas? Nigdy nie dowiemy się jaki potencjał mieli Ci młodzi ludzie, których zabrakło. Osoby umierające w starszym wieku już ukształtowały nasz świat, miały szansę i część z nich z niej skorzystała. Przy młodych stawiamy znaki zapytania. Co mogli by oni zmienić? Ilu ludzi zainspirować? Ile istnień uratować? Wiem, że Krzysiu miał ogromny potencjał. To ile różnych sportów uprawiał. Sam nawet nie znam wszystkich. Unihokej, siatkówka plażowa i ta na śniegu, hokej, trochę biegał, siłownia …. Skończył wcale nie łatwe studia, podczas których wyróżniał się z tłumu, dlatego otrzymywał stypendia. Organizował zawody sportowe. Był moim wsparciem i motywatorem podczas biegów maratońskich. Pomagał mi przy projektach, które teraz rozwijam. Pomógł także gdy złamałem palce w prawej ręce. Krzysiu wykorzystywał swoje talenty. Rozweselał innych, robił zawsze to o co go poproszono, potrafił łączyć zespół ludzi w zgraną ekipę, organizował zawody, robił bardzo dużo bo wiedział, że potrafi i nie marnował swojego potencjału. Myślę, że niewiele osób wie, że z Krzysiem pracowaliśmy nad patentami. Były już rozmowy z rzecznikiem patentowym. Co by z tego wyszło? Nie wiem. Potencjał był. O co chodzi? Krzyś zaprojektował dla mnie ortezę, sportową którą wydrukowaliśmy na drukarce 3D. Lekka, sztywna, wygodna, przewiewna. Mogłem dalej normalnie funkcjonować, trenować. To co udało się nam stworzyć przerosło nawet moje oczekiwania. Postanowiłem, że nie będę tego komercjalizował, ale udostępnię jej projekt dla wszystkich w przyszłości na stronie mojej fundacji. To, że nie ma go już fizycznie obok, nie oznacza, że nie może dalej czynić dobra. Tak długo jak będziemy korzystać z jego pracy, tak długo będzie przy nas. Orteza idealna dla siatkarzy. Wybite czy złamane palce nie powinny nas ograniczać od trenowania innych partii ciała i kondycji. Dzięki Krzysiowi już nie będą. Ale to jest smutne. Zacząłem pisać ten tekst aby łatwiej pogodzić się z śmiercią brata. Zaczęło się od tych przemyśleń na których kończę. Jest to forma terapii, którą udostępniam, bo może komuś jeszcze pomoże. Smutne jest jednak to, że od śmierci Krzysia minęły już prawie 3 tygodnie, a je nie znalazłem wystarczająco wiele czasu aby te chaotyczne notatki uporządkować. Tyle obowiązków, tyle pracy. Takie tempo życia. Chcę wierzę, że Krzysiu rozpoczął ruch, dzięki któremu możemy wykorzystywać nasze umiejętności aby pomagać innym. Tak jak mi pomógł. Aby odmieniać życia i aby ratować życie innych. Tak długo jak ludzie będą wykorzystywać swoje umiejętności aby pomagać innym tak długo będę wierzyć, że pamięć o Krzysiu jest także motywacją do przekłuwania swoich talentów, wykształcenia w działanie. Przekujmy ten smutek, poczucie niesprawiedliwości w moc aby takich tragedii było w przyszłości jak najmniej, bo niestety ale czuję, że stać nas na więcej. Możemy coś zmienić, możemy komuś pomóc, To zróbmy to już dziś. Nie odkładajmy tego na potem, bo to potem może nigdy nie nadejść. Nikt nie jest zbyt młody aby zacząć tworzyć coś dobrego. Najprościej zacząć od kursu pierwszej pomocy. Naucz się pierwszej pomocy nie tylko z myślą, że będziesz mógł uratować dzięki temu życie swojego dziecka, taty, żony czy komuś obcemu podczas wypadku na autostradzie, ale z myślą o czymś większym. Naucz się jej i promuj te umiejętności, tak podstawowe umiejętności bo czym więcej osób się tego nauczy tym większa, szansa, że podobnych tragedii będzie mniej. Może i Twoje życie ktoś uratuje. Gdy byłem świadkiem wypadku, w którym to pojazd zderzył się z bezmyślnie wybiegającym na nieoświetlonym odcinku drogi człowiekiem, wybiegłem z autobusu udzielić poszkodowanemu pierwszej pomocy. Straszny widok. Na całe życie pozostanie w mojej pamięci. Jednak nie samo zdarzenie było dla mnie najbardziej szokujące ale zachowania ludzi. Ten spokój obsługi karetki, która przewiozła poszkodowanego do szpitala. Pełny profesjonalizm, zimna krew. Tak trzeba. To ich praca i wyszkolenie. Szacunek. Oraz zachowanie tłumu. Ludzie, którzy od razu się zbiegli, byli tylko gapiami. Gdy osoba, która dobiegła do poszkodowanego jako pierwsza zaczęła wydawać rozkazy kto co ma robić aby uratować tego faceta, młodzi dobrze zbudowani mężczyźni się odsuwali. Część z nich znałem. To byli „kibice piłkarscy”. Mogli pomóc ale się odsuwali. Patrzyli z zaciekawieniem i nic nie robili. Z każdą minutą ludzi wokół nas było coraz więcej ale chętnych do pomocy jakoś nie przybywało. Strasznie to smutne. Ci faceci potrafią bić się pod stadionami, ale nie są już tacy odważni gdy chodzi o czyjeś życie. Okropne doświadczenie, które na zawsze zostanie w mojej głowie. Minęły już 18 dni od tego tragicznego wypadku. Długo. Zaczynam tęsknić. Nawet jak na nasze relacje taka przerwa bez spotkania się u rodziców, czy w firmie to długa przerwa. Brakuje mi go. Myślę, czy nie za mało czasu spędzaliśmy razem. Dostałem do Krzycha grę planszową, chyba na urodziny albo na święta w którą ani razu nie zagrałem. Po kilku miesiącach pożyczył ja ode mnie i grał w nią z kolegami. W święta wytłumaczył mi jej zasady i tyle. Nigdy nie zagraliśmy w nią razem, a teraz leży u mnie na mieszkaniu. Nasze prezenty były zawsze trafione ale nie zawsze zrealizowane. Dwa lata z rzędu umawialiśmy się, że z okazji naszych urodzin pójdziemy razem do wakeparku i ja kupię mu karnet a on mi. Nie doszło do tego. Dwa lata z rzędu nie znaleźliśmy na to czasu. Pieniądze traktujemy jako wyznacznik naszej wartości. Kupujemy za to produkty których nie potrzebujemy aby dopasować się do znajomych, których czasem nawet nie bardzo lubimy, a potem czujemy, że czas który poświęciliśmy na ich zdobycie to czas który ukradliśmy naszym dzieciom, rodzicom czy dziadkom. Mogliśmy go spędzić z nimi, czyniąc go bardziej wartościowym niż te ileś złotych za godzinę brutto. Nie pojmiemy tego dopóki nie będziemy mieć wielu rzeczy i zero czasu, który by można z tymi osobami spędzić. Nauczmy tego nasze dzieci, że pieniądz to wyłącznie wyimaginowany twór, który miał ułatwić nam funkcjonowanie z społeczeństwie, a nie bóg na zlecenie którego pracujemy. Nauczmy, że nie wydajemy pieniędzy ale czas, który poświęcamy na ich zdobycie. To my decydujemy ile wart jest każda nasza godzina, tydzień miesiąc i rok. To od nas zależy czy miesiąc naszej pracy i dodatkowych nadgodzin jest warty nowego telefonu czy może większą wartość nadamy mu gdy spędzimy czas z bratem, siostrom podczas górskich wędrówek. Wtedy poznamy nasze rodzeństwo, bo to już całkiem inne osoby, które kojarzymy z wspólnych zabaw. Aby nie powiedzieć obce dorosłe osoby. Nadamy mu większą wartość gdy zjemy kilka posiłków z dziadkami, zagramy kilka partyjek w szachy, spacerów z rodziną, przeczytanych bajek do spania i świecenia swoim dzieciom przykładem. Chcemy aby nasze dzieci zapracowywały się, czy cieszyły życiem. Uczmy się poznawać ludzi bo tak szybko odchodzą i doceniajmy każdy dzień bo, każdy może być naszym ostatnim. Nie chodzi o to aby nie wydawać pieniędzy ale o to aby znaleźć ten złoty środek i wiem, że Krzysiu go znalazł. Dlatego o tym piszę bo wiem, że pomimo, że lubił markowe rzeczy to najbardziej w życiu kochał sport, góry, kontakt z ludźmi i każdy kto widział nie schodzący uśmiech z jego twarzy nie ma co do tego wątpliwości. Miałem ostatnio przerażającą myśl. Że naprawdę dla wielu osób czas to pieniądz, a pieniądze to całe życie. Jeśli wiesz ile zarabiasz dziennie to łatwo możesz policzyć ile statystycznie zarobisz do końca swojego życia. Poniekąd wiesz ile jesteś wart. Strasznie to smutne. Czy nas czas to nasza cena? A co z naszymi bliskimi, których już nie ma? Co z osobami starszymi? Myślę, że możemy dalej „żyć” po naszej śmierci i mieć przy sobie bliskich, których już fizycznie z nami nie ma. To możliwe dzięki rozmową. Uczmy się od naszych bliskich. Słuchajmy dziadków rodziców. Poznajmy ich przemyślenia, odkrycia na temat życia i ludzi bo dzięki temu będą w nas zawsze. Będą nas prowadzić przez życie. I ich „życie”, już w trochę innym wcieleniu ale będzie kontynuowane. Podobno ludzie, żyją dopóki pamięć o nich nie umiera. Myślę, że o pamięci najlepiej świadczy podążanie ich drogami. Krzysiu kochał Tatry, więc wiem, że nieraz wybiorę się w te góry aby go tam spotkać. My dzięki wiedzy wcześniejszych pokoleń możemy być o kilka, kilkadziesiąt lat dalej niż oni mogliby być. Życie jest trudne, skomplikowane, czym jestem starszy tym lepiej to widzę, częściej to widzę. Bardzo nie lubiłem zdania, że „w życiu piękne są tylko chwile” bo uważałem, że całe życie może być super szczęśliwe. Gdy jesteś młody i zdrowy to takie jest. Bez problematyczne. Jednak najpierw pandemia, potem niepotrzebne konflikty, a teraz śmierć Krzycha pokazała, że chyba to prawda. Starzejesz się i zdrowie powoli, powoli zaczyna się sypać. Wielu młodych ludzi przed trzydziestką siwieje bo dostrzega, że ich życie nie jest takie niezniszczalne jak myśleli. Kontuzje, wypadki, choroby przewlekłe, alergie, guzki. Zakładasz rodzinę i ilość stresu nagle się zwiększa. Zdrowie dzieci jest takie kruche. Wizyty u lekarza, czy nawet na ostrym dyżurze przypominają wcześniejsze wyjścia do kina. Częste, bo nawet kilka razy w miesiącu, spontaniczne i często wracasz z nich o późnych porach. Jedziesz babcie do Krakowa odwiedzić, a przy okazji zwiedzasz SORy. Czasu bardzo ubywa, energii. Ale ja nie o tym….. Trochę odbiegłem. Parafrazując klasyka „uczmy się słuchać ludzi bo tak szybko żyjemy”. Każdy jednak od zawsze popełnia te same błędy. Ma podobne problemy. Słuchając starszych i czytając książki możemy się trochę nauczyć to życie lepiej „obsługiwać”. Nie popełniać tych samych błędów. Wyciągać zawczasu wnioski. Ucząc się od innych, życie powinno być choć trochę prostsze. Kontynuujemy dzieła, projekty tych którzy byli przed nami, aby ich życia nie traktować jako zmarnowane. Nieważne czyje geny masz w sobie ważne kogo wiedzę, ideały i doświadczenie nosisz w sobie, bo w ten sposób kontynuujesz ich życie. Życie brata, dziadka, nauczyciela, znajomych. To w ten sposób zbudowaliśmy wszystko to co nas otacza. Po co? Jaki jest cel życia? Śmierć uświadomiła mi, że jesteśmy tylko aktorami, którzy mają odegrać mały epizod w teatrze zapisanym na kartach historii. Myślę, że jeśli tylko coś robimy, coś wartościowego to odgrywamy swoją rolę dobrze, a gdy schodzimy z sceny następnym przekazujemy pałeczkę. Pracujemy ramie w ramię z tymi co byli przed nami i tymi którzy będą potem. To jest jedyny cel naszego życia, bo w innym przypadku gdzie byśmy dzisiaj byli ? W jaskiniach uciekając przed zwierzętami. Inne życie jest bezwartościowe. Dzięki edukacji, pracy nad sobą, poszerzaniu wiedzą, a następnie dzieleniu się nią i wprowadzaniu jej w praktyce w największym stopniu okazujemy szacunek dla wszystkich tych którzy byli przed nami. Życiem trzeba się cieszyć i pomagać innym czerpać z niego radość. W życiu trzeba działać, tworzyć, uczyć się i dzielić tą wiedzą, aby kolejne pokolenia miały trochę lepsze i bezpieczniejsze życie niż my. Pracować tak jakby miało się żyć wiecznie, a żyć tak jakby jutra miało nie być. Jeśli będziemy żyć w ten sposób to go nie zmarnujemy. Wykorzystamy całe nasze życie niezależnie czy będzie trwać 75 czy 25 lat. Wszyscy umrzemy, ważne jest to co zostawimy po sobie. Problemy czy rozwiązania. Pracuj ciężko i ciesz się życiem. Twórz i spędzaj czas z najbliższymi. Pomagaj innym i dbaj o zdrowie. Najtrudniejsze zadanie w życiu to znalezienie równowagi. Mamy tylko, albo aż 24 godziny na dobę. Jak znaleźć czas na to wszystko. I nie tylko na to bo też trzeba dobrze odegrać swoja rolę jako rodzica wnuk, syn, brat, przyjaciel, kumpel ….. Odgrywamy tak wiele roli, czym jesteśmy starsi tym więcej, a czasu nam nie przybywa, wręcz przeciwnie. Po stracie kogoś bliskiego jeszcze więcej spędzasz z najbliższymi. Potrzebują Cię. Kolejna rola. Smartfony, internet, nowoczesne technologie miały nam pomagać w optymalizowaniu czasu ale nie pomagają. Pojawiają się kolejni znajomi. Niby ich śledzisz ale ich nie znasz. Tracisz tylko czas. Newsy, ciekawostki, newsy, plotki, informacje, głupie filmy … Tyle rozpraszaczy, a coraz więcej obowiązków. Coraz mniej cennego czasu. „Cennego” tylko dla reklamodawców, a nie dla bliskich. Nawet ten mój tekst widzę, że jest przepełniony różnymi przemyśleniami, odskoczniami. Czasem dalszymi, a czasem bliższymi Krzysia. Każdy kolejny dzień to skuteczniejsza ucieczka myśli. Początkowe akapity to wspomnienia tego dnia, dalej piszę jakby bardziej z serca, a teraz z głowy. Wiem, bo raz w końcu przeczytałem ten tekst. Tyko raz. Byłem ciekawy czy da się go przeczytać, czy zdania mają sens. Chyba mają. To dobrze. Chyba uporządkowałem myśli. W żałobie rozpraszacze nawet trochę pomagają. Ważne aby zająć czymś uwagę. W takim okresie warto spotykać się z znajomym. Najważniejsze aby nikt nie siedział w domu sam. Wtedy okazuje się jak bardzo można na znajomych i przyjaciołach polegać. Ważne też aby nie myśleć co inni myślą. Nie słuchać głosów, że ta, czy ten żałobę źle przeżywa. Że nie widać po nim aby cierpiał. Wypadało by, należy, trzeba, powinien …. Ludzie tak mówią, myślą. Nie rozpacza tak jak na filmach. Pociesza innych, co to za matka, siostra, przyjaciel. Nie ubiera się cały na czarno. Jak tak może? Wyszedł z znajomymi? Jak mógł. Zrobił sobie nowy tatuaż z Batmanem? Po co? W dużym mieście na pewno jest łatwiej. Jesteśmy bardziej anonimowi ale na dzielnicach plotki się roznoszą. W mniejszych miejscowościach ludzie się znają. Oceniają. Po takiej stracie powinien cierpieć bardziej… Prawdę mówiąc nie wiem czym jest żałoba. Czy przeżywanie straty kogoś tak bliskiego jak brat wymaga uzewnętrzniania tej straty? Muszę chodzić cały na czarno czy tylko koszulka albo skarpetki wystarczą? Dlaczego na czarno skoro zgodnie z wiarą dusza trafia do nieba, a te kojarzy się z bielą. W innych kulturach i religiach występują inne kolory. W części wierzeń to wręcz okazja do radości. Bliski poznał oblicze stwórcy więc czym się tu smucić. Spotkamy się wkrótce, bo czymże jest życie człowieka w obliczu wieczności. Czy osoba niewierząca przechodzi żałobę czy „tylko” przeżywa stratę? Dziwne to wszystko. Nie do przewidzenia. Nie do zaplanowania, bo nie planuje się żałoby. Nie myśli się na co dzień o niej. Śmierć kogoś bliskiego to ogromna tragedia, ale już tysiąc tragedii to wyłącznie sucha statystyka. Dziwne. Jak będzie teraz wyglądać życie mojej rodziny? Nie mam pojęcia. Pomimo, że już prawie 4 miesiące temu pojawiła się w niej nowy członek, co jest dla nas największą radością, to już nigdy nie będzie tak samo wesołe. Dom rodzinny jest i zawsze będzie przepełniony wspomnieniami o Krzysiu. To w tym mieszkaniu uczyliśmy się jeździć na rowerze, graliśmy w koszykówkę i siatkówkę. To w tych 4 ścianach wiele lat temu rozciągaliśmy razem sznurki pomiędzy meblami i bawiliśmy się w mission impossible. Gdy się kłóciliśmy, a jako bracia musieliśmy sprzeczać się często w ruch szły kije hokejowe lub inne niebezpieczne narzędzia. Te wspomnienia pozostaną w tych ścianach na zawsze. Te miłe wspomnienia z dzieciństwa. Co dalej ? Nie wiem …. Dlaczego ? ….. Aniele śmierci proszę powiedz miCzemu w stosunku do nas jesteś obojętnyNajlepsze są dla ciebie młode ofiaryNigdy nic Ci nie zrobiły a traktujesz je jak psyZobacz! Ile miłości w każdym człowiekuNie jeden by chciał przeżyć choć pół wiekuNie jednemu od wielu lat najbliższych ziomów brakCiężko pogodzić się z tym, ale mimo tego ja i tak…Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiemŻe gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy sięMimo świata który, kocha i rani nas dzień w dzień Jestem tego pewny, w głębi duszy o tym wiemŻe gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy sięMimo świata który, kocha i rani nas dzień w dzieńGdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się …. Powyżej fragment piosenki Na szczycie – GrubSona Wejście 30 lipca 2021. Dokładnie tydzień przed 26 urodzinami Krzysia i dzień przed moimi 32. Nie zdążyliśmy zdobyć tego szczytu razem….. array(13) { ["blog-link"]=> string(32) " ["education-link"]=> string(35) " ["schools-link"]=> string(37) " ["companies-link"]=> string(36) " ["blog-reco-categories"]=> array(6) { [0]=> int(5) [1]=> int(7) [2]=> int(6) [3]=> int(9) [4]=> int(8) [5]=> int(10) } ["edu-reco-categories"]=> array(5) { [0]=> int(21) [1]=> int(25) [2]=> int(26) [3]=> int(24) [4]=> int(23) } ["schools-reco-categories"]=> array(1) { [0]=> int(72) } ["companies-reco-categories"]=> array(1) { [0]=> int(74) } ["blog-sorting"]=> string(6) "losowy" ["edu-sorting"]=> string(6) "losowy" ["schools-sorting"]=> string(6) "losowy" ["companies-sorting"]=> string(6) "losowy" ["categories-id"]=> array(4) { [0]=> array(2) { ["id"]=> array(1) { [0]=> int(5) } ["slug"]=> string(4) "blog" } [1]=> array(2) { ["id"]=> array(1) { [0]=> int(21) } ["slug"]=> string(3) "edu" } [2]=> array(2) { ["id"]=> array(1) { [0]=> int(74) } ["slug"]=> string(9) "companies" } [3]=> array(2) { ["id"]=> array(1) { [0]=> int(72) } ["slug"]=> string(7) "schools" } } } blog, 5, int(7) Jest tego więcej... Rajzyfiber Spis treści Interaktywna wersja książki Rajzyfiber Mam przyjemność zaprezentowania Ci pierwszej w świecie „książki Dzięki temu spisowi treści masz możliwość śledzenia na bieżąco postępów prac nad jej poszczególnymi rozdziałami jeszcze przed wydaniem jej papierowej 4 wersji Rajzyfiber, a nawet wpływać na jej finalny kształt. To coś znacznie więcej niż Rajzyblog to więcej niż ebook Rajzyfiber. To pełna cyfrowa, darmowa i […] Podróże Pozytywna historia pewnego autostopu cz. 4 Zapraszam na noc do siebie ? Do Luksemburgu zobacz także: Pozytywna historia … cz 3, Szwajcaria Już po kilku minutach okazało się, że mój kierowca to znowu podróżnik. W tym roku pojechał wraz z dziewczyną rowerem z Genewy do Chorwacji. A w roku ubiegłym spędzili razem 3 miesiące w Indiach. Nie było by w tym nic dziwnego – przecież to bogaci szwajcarzy – […] Podróże Pozytywna historia pewnego autostopu cz. 6 Miasto dobrych ludzi - Haga zobacz też: Pozytywna historia …, cz 5, Rotterdam Dzień 8 – Daleko jeszcze ? Z miasta portowego udałem się do miasta Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości czyli do Hagi tym razem wyjątkowo pociągiem – bo dystans do pokonania to tylko 30km. Co ciekawe pierwszy raz w życiu robiłem zakupy w małym sklepiku – wielkości większej Żabki – […] Rajzyfiber Co zabrać w tropiki i inne ciepłe kraj To jest pierwsza lista rzeczy do spakowania jaką kiedykolwiek stworzyłem. Znajdziesz na niej rzeczy, które sprawdziły się podczas mojej samotnej 3 tygodniowej podróży po Wietnamie z przystankami w Bangkoku, Singapuru i Kuala Lumpur. Dwie ważne uwagi na początek: nie zabieraj wielu ubrań na zmianę bo w tym klimacie tego nie potrzebujesz, a przeprane koszulki czy […] Rajzyfiber Gdy dojdzie do wypadku na szlaku cz. 7 W jaki sposób wzywać i udzielać pomocy w górach Ten artykuł jak również cała seria poświęcona bezpieczeństwu w górach powstała przy wsparciu dwóch wybitnych ratowników, którym serdecznie dziękuję za pomoc, są to: Ryszard „Rysiek” Kurowski – członek Beskidzkiej Grupy GOPR od 1990 r., instruktor Ratownictwa Górskiego od 2000 r., były członek zarządu. Prywatnie miłośnik wszelkich form turystyki górskiej, wspinaczki i narciarstwa, które realizuje w dużej części […] Inne Książki, które warto przeczytać w wolnej chwili Zacznę z grubej rury. Moim zdaniem książki to najważniejszy wynalazek ludzkości! Dlatego książki zawsze warto czytać. Książki to KODY do „gry” zwanej życiem Wyobraź sobie, że ktoś napisał książkę na podstawie swoich życiowych przemyśleń i doświadczeń. Na podstawie błędów, które popełniał przez 60 lat swojego życia i wniosków, które wyciągnął. Po przeczytaniu jego działa możesz […] Rajzyfiber Co spakować na stok Kilka dni w Alpach, Tatrach ... Niezależnie czy wybierasz się na kilka dni w Alpy czy tylko na wieczorny karnet do Szczyrku dzięki tej liści spakujesz się o wiele szybciej. Co przyda się na stoku: *W Szwajcarskich kurortach kremy z filtrem potrafią kosztować 7 razy tyle co u nas w sklepie!!! I niestety wiele osób jest zmuszonych do ich zakupu, ponieważ […] Rajzyfiber Góry zimą Bezpieczny treking pośród śniegów Podziękowania dla Ryśka z Grupy Beskidzkiej GOPR za pomoc przy rozbudowie tego rozdziału oraz za udostępnienie historii ze swoich akcji ratunkowych. GŁÓWNYM POWODEM, DLA KTÓREGO POWINIENEŚ PRZECZYTAĆ W CAŁOŚCI TEN ROZDZIAŁ KSIĄŻKI (podzielony na Rajzyblogu na kilka artykułów), JEST UŚWIADOMIENIE SOBIE ZAGROŻEŃ, Z JAKIMI MOŻESZ SPOTKAĆ SIĘ W GÓRACH. Po pierwsze. Po co wybierać się […] Podróże Słowenia baśniowa kraina Europejska stolica aktywnych wakacji Słowem wstępu. Uprzedzam, że ten post – w przeciwieństwie do wszystkich innych na stronie – zawiera sporo zdjęcia z naszego „prywatnego rodzinnego albumu”. Jest to spowodowane tym, że ten post jest kierowany właśnie do rodzin z dziećmi (#aktywnaRodzinka) i z perspektywy rodzica był pisany. Wiele osób przed, w trakcie i po podróży pytało się nas […] Rajzyfiber Gdzie z dziećmi w góry? O motywowaniu i polecane trasy Z dziećmi w góry? Czy to w ogóle dobry pomysł? Czy to bezpieczne i czy im się to spodoba? Oczywiście, że tak. Może nie powinno się zaczynać od razu od Morskiego Oka (monotonne asfaltowe wejście) czy Rys (trochę niebezpiecznie). Ale jest przecież w naszym kraju wiele innych wręcz idealnych tras dla dzieci. Zobacz także: Co […] Podróże Pozytywna historia pewnego autostopu Najfajniejszy autostop w życiu Te 11 dni to był najlepszy wypad autostopowy w moim życiu. Ale po kolei …. W tym artykule chciałbym przybliżyć jak naprawdę wyglądają podróże autostopowe, ponieważ jest na ten temat bardzo wiele mitów i wyolbrzymionych obaw. Ktoś tam coś od kogoś usłyszał, ktoś coś zobaczył w horrorze albo innej niskobudżetowej „intymnej” produkcji. Na tej podstawie […] Rajzyfiber Orientacja w górach cz. 4 praktyczna instrukcja obsługi mapy Podziękowania dla Ryśka z Grupy Beskidzkiej GOPR i Adama Maraska z TOPR za pomoc przy rozbudowie tego rozdziału oraz za udostępnienie historii ze swoich akcji ratunkowych. Mapa Mapa nigdy nie jest zbędnym wyposażeniem, nawet gdy masz przy sobie telefon z GPS! Pamiętaj, że telefon może się rozładować i w niesprzyjających warunkach pozostaniesz bez możliwości wezwania […]
Full and accurate LYRICS for "Powiedz Mi Panie" from "Zdzislawa Sosnicka": Powiedz mi Panie czemu nie ja dlaczego nie ja, Tańczę z Nim dziś, Powiedz mi .. . Bajm - Lublin - Grodzka 36a lyrics 3 Sie 2010 Za dużo chcę Za bardzo pragnę Zawsze mówiłaś mi A ja biegłam we śnie Wciąż widziałam Twą twarz Powiedz mi dlaczego pragnę Tego.
Cezik to ten drugi z gitarą .... Prawda że straszna bestia???? .
  • ctgz1l75iy.pages.dev/721
  • ctgz1l75iy.pages.dev/634
  • ctgz1l75iy.pages.dev/807
  • ctgz1l75iy.pages.dev/337
  • ctgz1l75iy.pages.dev/500
  • ctgz1l75iy.pages.dev/433
  • ctgz1l75iy.pages.dev/286
  • ctgz1l75iy.pages.dev/230
  • ctgz1l75iy.pages.dev/653
  • ctgz1l75iy.pages.dev/672
  • ctgz1l75iy.pages.dev/869
  • ctgz1l75iy.pages.dev/880
  • ctgz1l75iy.pages.dev/87
  • ctgz1l75iy.pages.dev/650
  • ctgz1l75iy.pages.dev/752
  • krzysiu powiedz mi jak mam żyć